Zapach wykreowany w 1997 roku. Podobnie jak wszystkie znane mi, jego perfumy posiadł słynną mydlaną nutę. Szare mydło, które próbuje wyczyścić nasz nos. Nie mówię, oczywiście, że jest to nieprzyjemne, bo bym skłamał. Incensi może być źródłem zadowolenia, ale trudno odmówić mu kontrowersyjności.
Po nazwie oczekiwałem wspaniałego drzewnego, ognistego kadzidła- otrzymałem kadzidlane, ogniste, drzewo, trochę na odwrót, ale wrażenia jakie zostawił Villoresi tym zapachem są i tak niezapomniane.
Jak wiemy drzewo składa się z podłużnych komórek drewna(martwych) i żywych (łyka). Komórki te, oczywiście, ściśle do siebie przylegają, coś jak włókna mięśniowe u nas(w olbrzymim uproszczeniu). Wyobraźmy sobie, że w ułamku sekundy przesuwamy każdą wiązkę drewna w stosunku do sąsiadów. W wyniku tarcia powstaje olbrzymia ilość ciepła. Żywe łyko umiera, martwe drewno zwęgla się. Z drzewa uchodzi życie.
I właściwie o tym jest to opowieść. Nie odnajdziemy tu zimnych kościołów Heeleya, morza siarki Kamali. To kadzidło przyziemne, nie odrywające się, ale też nie zstępujące. W efekcie musimy zapomnieć o niebie i piekle. Incensi to tylko Ziemia.
A wracając do naszego trącego drewna. Powoli zamienia się w węgiel i w tym momencie doświadczamy klaustrofobii. Pył otacza nas ze wszystkich stron. Wnika do nosa, płuc, żołądka, po prostu jest wszędzie, ale nie dusi. Wręcz przeciwnie, możemy poczuć zapach życia. Węglowa otoczka trwa do 10 godzin, by nagle opaść śmiercią naturalną.
Tylko błagam! Nie wyobrażajcie sobie, że jest to węgiel spod ziemi. Ten powstał z trących o siebie bardzo szybko części drzewa, z rośliny, która posiadła boski dar życia. Żar powstał samoistnie, z żywego ciała. W tym pyle można czuć ocalałe struktury drewna(i mydła, które pojawia się nie wiadomo skąd), bo przecież nie można niczego zniszczyć zupełnie.
Incensi to bez wątpienia bardzo udana kompozycja. Po poznaniu zapachów tej marki, jasno mogę stwierdzić, że na zyski to oni się nie nastawiają. Jest to typowa nisza, która dotrze do ściśle określonych nosów.
Niestety syndrom Lutensa ma tu znowu miejsce. Niby każdy zapach jest inny, ale każdy ma tą drażniącą mydlano-drzewną nutę. Można ją albo kochać, albo nienawidzić. I co najważniejsze, nie uważam, że jest zła. Jest bardzo kłująca, charakterystyczna, ale powtarza się za każdym razem, więc jest też trochę nudna.
Nuty: elemi, galbanum, jabłko, bergamotka, cytryna, cynamon, labdanum, mimoza, pieprz, imbir, benzoes, mirra, styraks, opoponaks, balsam Tolu, sandałowiec
Rok powstania: 1997
Twórca: Lorenzo Villoresi