Yerbamate to nic innego jak ostrokrzew paragwajski lub napój przygotowany przez zalanie suchych jego liści gorącą wodą. Swoisty odpowiednik herbaty, jednakże o dużo mniejszej popularności. Swoje pięć minut miał w XVIII wieku, kiedy Jezuici sprowadzili go do Europy jako konkurencję dla azjatyckich liści i kawy.
A jak się to ma do Yerbamate wykreowanego przez Villoresiego? Otóż, przede wszystkim czuć zawiłość dotyczącą dziejów tego napoju. Kompozycja Lorenza jest bardzo kameleoniasta i w dodatku bardzo bogata. Jak zawsze mamy do czynienia z nutą szaromydlaną, ostrą i gołą, ale w tym wypadku jest ona jakoś delikatnie przykryta przez ziołowe akordy. Yerbamate to opowieść, na pewno, wielkowątkowa. Poszczególne nuty przechodzą jedna obok drugich, piramida zapachowa nie jest wyraźnie podzielona.
Ta kreacja Villoresiego jakoś nie cieszy się popularnością, ale na zagranicznych forach często porównywana jest do apteki lub płonącej stodoły. I pierwsze, i drugie skojarzenie nie jest błędne. Yerbamate to zapach ziół, które mają w jakiś sposób nam pomóc, starannie wyselekcjonowanych i zasuszonych, właśnie takich aptecznych. Absolutnie nie są to przyprawy kuchenne, bo te nie dają takiej ostrej i jasnej woni. No i przede wszystkim zioła Villoresiego to zioła w całości, absolutnie nie w formie przemielonej. Swoją drogą ciekawe jakie rośliny zostały użyte przez Włocha w Yerbamate? W nucie głowy czuć szałwię, a wcześniej koper włoski, ale cóż jeszcze. Wyraźnie wyczuwalna mięta sprawia wrażenie jakby rośliny nie były do końca zasuszone.
Później pojawia się ciepła lawenda, która utrzymuje się bardzo długo i łagodzi kontrastowe zioła. Jest nieco przydymiona i senna. Całość wydostaje się na powierzchnię z lekko pudrowej, jakby mącznej bazy, w której wciąż są zanużone aromatyczne korzonki, liście i łodygi. Intensywność ziół zmienia się przez cały czas do tego stopnia, że są momenty czysto mączne i czysto ziołowe.
Lorenzo Villoresi po niezbyt ciepłym okresie dwóch-trzech lat, od kilku miesięcy, widocznie, zaczął u mnie zyskiwać. O ile Incesi po długiej walce, podbiło mnie, o tyle Yerbamate dopiero to robi.
Na pewno sprawdzi się jako alternatywa dla figowców w czasie letnim. Tak sobie teraz myślę, że nawet mógłby zastąpić Ogródek Śródziemnomorski. Kompozycja wyjątkowo udana i na pewno warta uwagi, chociaż nie trafi do Nosów, które skreśliły twórczość włoskiego perfumiarza.
Nuty: herbata, zioła(?), ostrokrzew, mięta, estragon, ylang-ylang, drewno różane, lawenda, galbanum, labdanum, paczula, wetiwer, mech dębowy
Rok powstania: b.d.
Tworca: Lorenzo Villoresi