Tuż po powrocie czekały mnie dwie niespodzianki. Pierwsza to dwie buteleczki Fig Leaf Demeter. Przyznam szczerze, że do tej pory, tzn. do kiedy nie znałem żadnej ich kreacji, uważałem Demeter za markę dla ludzi, którym marzy się pachnieć a nie mają za co.
Spodziewałem się czegoś gorszego od Fig Tea- płytkiego i ulepowatego. Obyło się bez dotkliwej traumy, ale rewelacji też nie było. Przede wszystkim rzuca w oczy straszne stężenie alkoholu w woni, którą odczuwamy. Efekt najgorszej podróbki, który trwa trochę za długo jak na zwykłe wietrzenie po aplikacji perfum.
Na pewno zapach jest trawiasty. Nie można mu odmówić dobrej interpretacji drzewa figowego. Są liście, jest i owoc. Szkoda, że brak jakiejś odskoczni od głównego tamatu, np. drzewa cedrowego bądź sandałowego. Fig Leaf po prostu jest nudny i rozwijający w małym stopniu. W końcu trudno o wielką ekspresję nut, jeśli po godzinie z zapachu pozostaje wspomnienie.
Na koniec tej krótkiej recenzji napiszę jeszcze, że Fig Leaf posiadł kwaskowość znaną z Fig Tea. Efekt jest niestety żenujący, bo wieje sztucznością i ulepem. Całość sprawia wrażenie niedojrzałego owocu, kwaśnego i zielonego. Na plus muszę zaliczyć, to że wątek ten nie jest zbyt narzucający się na nos.
Fig Leaf zaczyna się liśćmi figowymi i niedojrzałymi owocami z alkoholem. Kończy się tym samym, tylko zamiast alkoholu wieje kwasem. Spodziewałem się czegoś gorszego, wyszło coś przeciętnego z minusem. Gdybym dopiero poznawał figi, Fig Leaf mógłby mi wystarczyć, ale ja znam je już dość dobrze. Choć nie wykluczam, że w przyszłości nasza znajomość będzie bliższa( z Fig Leaf, bo z figami już jest).
Nuty: liście figowe, figa
Rok powstania: b.d.
Twórca: Christopher Brosius