Cóż tym razem ugotowano w wielkim paczulowym kotle? Toż to już przedostatnie danie, więc powinno wbijać się niczym harpun w podniebienie, niemal zabijać…
Ale nie zabija. Ba! Jest to kolejna odsłona paczuli ugłaskanej, paczuli bezradnej, paczuli „ładnej”…
Fot. Encorto das Aguas
Już jako jedno, Patchouli Patch zaskakuje umiarem w swym bogactwie. Nie jest tak przeładowana jak wierzchowiec Etro, mimo że użyto wielkiej ilości przypraw. L`Artisan po anyżowym początku stacza się w pył korzenny- lekko mokry pył. Dopiero spod spodu wybrzmiewa paczula. Sama paczula jest lekko zdrewniała, zachrypnięta, ale co najważniejsze nie ginie w tle- ona nim jest. Jest bezpiecznie waniliowa, miękka. Żyć nie umierać.
Nie wbija jak harpun w podniebienie, nie zabija, nie kradnie, nie cudzołoży… Patchouli Patch to ostatnie życzenie mającego zawisnąć na stryczku. Ostatnia życiowa przyjemność, ostatnie miłe uczucie…
Nuty: paczula, białe piżmo, kwiat osmantusa, anyż, pieprz, przyprawy
Rok powstania: b.d.
Twórca: Bertrand Duchaufour