Kiedy porównuje się Black Cashmere i Wenge, zawsze to drugie jest tylko cząstką, stłuczonym fragmentem Czarnego Kaszmiru. Nie dzieje się to bez przyczyny, choć taki obraz jest trochę przesadzony. Wenge to z założenia kompozycja oparta na jednej nucie- afrykańskiego drzewa o takiej samej nazwie, które występuje również w drugiej wspomnianej kompozycji Karan.
Prawdopodobnie większość z czytelników kojarzy to drzewo jako ciemnobrązowy, niemal czarny twór, z którego wyrabia się choćby instrumenty muzyczne. Tak naprawdę mało kto wie, że po przecięciu, drewno wenge ma barwę złocisto-brązową i dopiero późniejszy rozkład pewnych związków pod wpływem światła powoduje powstanie słynnego, niemal czarnego koloru.
W mojej interpretacji Wenge Donny Karan to właśnie próba uchwycenie tej przemiany. Sam początek to przecież kapiące złoto z około waniliowym podbiciem. Nie ma tu żadnego przypadku, wszystko wygrywane jest w odpowiedniej kolejności. Kompozycja jest zsynchronizowana. I dopiero po tych jasnych nutach, które zapewniły dostateczną ilość światła głowie Wenge, następuje rozkład po wpływem promieni słonecznych.
Całe efekty zapachowe tej kompozycji są niezwykłe i z całą pewnością mogę posunąć się do stwierdzenia, że mononutowcem ona nie jest. Zapach zaczyna czernieć w sposób niezbyt interesujący. Wyobraźmy sobie ciemną, starą szafę z mnóstwem nieużywanych od lat ubrań i niemal wyzbytym zapachu aromatem wanilii. Tak właśnie pachnie Wenge. Z wcześniejszego światła zostają jedynie strzępki ciepła.
O dziwo, zapach się wysładza i zaczyna pachnieć palonym robakiem. Baza nuży słodyczą i dziwnym drzewno-organicznym spopieleniem. Ostatecznie zawisło Wenge w przestrzeni gdzieś między Gaiac`iem a Black Cashmere, pogrążając się w niezdecydowaniu i, mimo wszystko, miernocie.
Nuty: niby samo drzewo wenge
Rok powstania: 2005
Twórca: Rodrigo Flores-Roux