Czy to nie jest genialne? W dobie kiedy IFRA narzuca stos restrykcji na pracę perfumiarzy, kiedy mainstream zdaje się upadać w czeluść bezpłciowości, nagle pojawia się Eau Indigo Pour Homme. Wrażenie jakie zostawia ta kompozycja bezsprzecznie potęguje forma- koncentrat wody toaletowej.
Sam opis nowości sephorowej to dla mnie niesamowite wyzwanie. Przyznam się, że do szczegółowych testów zachęciła mnie dobra opinia Forevermore`a na FoP. A, że wczoraj wpadła mi zupełnie niespodziewania próbka, to nic tylko opisywać ten rarytas.
Zaraz po aplikacji jest cytrynowo-pomarańczowy na bardzo wyraźnym ostrym i drzewnym tle. Czy tylko ja czuję znaczne podobieństwo do męskiej Zebry Kenzo? Tak czy siak jest to akord uchwycony z dużym wyczuciem i dbałością o szczegóły, a to się ceni. W dodatku bardzo ciekawie współgra z nutami następnymi. Rzucony w nos imbir przeszywa niemal na wylot. Świetnie się dzieje i w tej chwili Eau Indigo pokazuje bardzo wysoko oceniane perfumeryjne niuanse. Gdzieś wokół trącego się imbiru pojawiają się zielono-ziołowe nuty, które jeszcze bardziej podkręcają szczypiący charakter tego zapachu.
Mocne doznania wyraźnie słabną w bazie, choć i tak po masie białych, pudrowych i piżmowych bestsellerów Sephory jestem mile zaskoczony. Eau Indigo bardzo mocno się wysładza. Drzewo staje się lejące, jakby waniliowo-miodowe. Za ten efekt bezsprzecznie odpowiada bób tonka, ale oprócz niego wyraźnie czuć massmarketową wersję syntetyków ambrowych. Ostatecznie daję bazie plusa za to, że nie raczono mnie po raz 3862-gi piżmem z laboratorium.
Kompozycje mainstreamu idą ku lepszemu i nie jest to opinia oparta tylko na tym jednym zapachu. Zdecydowanie trend w jakim idzie perfumeria w chwili obecnej to rozprawa na oddzielny post, a może nawet cykl postów. Eau Indigo to dobry zwiastun nadejścia nowych, konstruktywnych czasów dla miejsc masowej sprzedaży- mówię Wam.
Nuty: limona, bergamota, imbir, kolendra, wetiwer, drzewo cedrowe, ambra, elemi, labdanum, bób tonka
Twórca: b.d.
Rok powstania: 2009