Pegaz- skrzydlaty koń zrodzony z krwi Meduzy, kiedy jej głowa została oddzielona od korpusu przez zeusowego syna- Perseusza. Mityczne stworzenie, które stało się symbolem natchnienia, gdy uderzenie boskich kopyt utworzyło źródła Aganippe w siedzibie Muz na górze Helikon.
A przy okazji nazwa najnowszej kompozycji Etro. Pegaso przez swoją nazwę wbiło się na sam szczyt najbardziej oczekiwanych premier, detronizując nawet dziecię Durbano. Zebranie w jednej kompozycji labdanum, benzoinu, pieprzu i cedru po prostu musiało dać jedno z lepszych dzieł tej włoskiej marki.
Po raz kolejny dostaję pstryczek w nos, a właściwie pstryk. O ile wśród mainstreamu coraz częsciej widać udane kompozycje, o tyle w niszy wychodzą kolejne rozwodnione „lajty”. Pegaso pachnie obrzydliwą i pełną syntetyków cytryną czy inną bergamotą. Pachnie chlorowaną wodą. Przypomina rozwodnione cedrowe zapałki z ich chemicznymi główkami. Choć z drugiej strony Pegaz był kojarzony z bielą, więc czemu mam wymagać tonów ciemniejszych?
Bo lekkość nie musi oznaczać słabości, choć w przypadku Pegaso ta bezwyrazowa twarz wynika z maksymalnego rozwodnienia ingrediencji- które przecież mają olbrzymi potencjał. Styl Etro od zawsze oscylował wokół zachowania pewnej klasy, elegancji i swoistego umiaru- wspomnianej na początku „lekkości”. Kompozycje wcześniejsze były misterne, choć nie krzyczały wokół siebie. Pegaso jest przypadkowym obrazem, który stoi na przeciwległym biegunie kunsztu. Największym rozczarowaniem jest to, że właśnie Etro- marka znana z Messe de Minuit, Patchouly czy Etry- postawiła taki minus obok swojej nazwy.
Nuty: bergamota, neroli, bazylia, pieprz, irys, drzewo cedrowe, benzoin, czystek
Rok powstania: 2009
Twórca: b.d.