Nazwana afrodyzjakiem kompozycja, która wyszła spod ręki Calice Becker to jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku. Zresztą trudno się temu dziwić skoro nazwa- Back To Black– nie obniża poziomu projekcji. Klasyczny kilianowy flakon i takież same ceny z opakowaniem. Czy inspirowany Arabią zapach spełnił pokładane w nim nadzieje i wybije się ponad ugłaskany styl dziedzica wielkiej fortuny?
Migdał to główny aktor tego cyrku, który nie ginie od początku do późnego końca. Ujęty w dość klasyczne perfumeryjne ramy jest świetną otoczką dla słodyczy z malin i wanilii. Nie przyznaję sobie monopolu na wiedzę w dziedzinie zapachów jadalnych, ale Back to Black niebezpiecznie muska granicę przesady, którą przekroczyły Loukhoum Mecheri czy Sweet Oriental Dream Pierre`a Montale. No i na pewno nie jest tak mało wątkową kompozycją jak dwie powyższe. W sumie są to perfumy skrojone na miarę szarego wielbiciela mariażu słodyczy i elegancji zarazem. Ładne, ale nic więcej. Na plus zaliczam dymną malinę, która jeszcze jeszcze wisi na krzaku pełna czerwieni, tętniąca słodkim sokiem. To jedyna rzecz, o której można powiedzieć „więcej niż ładna”.
Z czasem mało się rozwijają i tylko ciche paczulowo-rumiankowe momenty rodem z Gucci by Gucci wchodzą na scenę w cień głównych bohaterów. Zabrakło w Back to Black pomysłu na ostateczny szlif, na wyostrzenie pazurów czy po prostu bożej iskry. Niesamowicie długo trwają na skórze te nudne kwestie, a pod koniec można realnie poczuć migdałową nudę, które tylko dobija ogólne wrażenie jakie mógłby pozostawić nowy Kilian. Nie podoba mi się, choć najgorszy też nie jest.
Nuty: migdały, maliny, paczula, rumianek, mech dębowy, labdanum, bergamota, kardamon, kolendra, szafran, drzewo cedrowe, wanilia, wetiwer
Ocena ogólna: 3/10
Rok powstania: 2009
Twórca: Celice Becker