Nietrudno zauważyć, że niemal każdy wstrzymał oddech w oczekiwaniu na waniliową interpretację Hawany. Bądź co bądź to dzieło samego Bertranda Duchaufoura- największego, obok Olivii Giacobetii perfumiarza naszych czasów. Podgrzewając atmosferę napiszę, że gdybym nie znam marki tej kompozycji to w ciemno strzeliłbym w perfumeryjny dom Eau d`Italie (o tym, że wszystkie ich kompozycje robił Duchaufour wspominać chyba już nie trzeba). Ale oprócz tego jest w tym flakonie zaklęte coś co sprawia, że Havana Vanille stacza się w puchatą drapieżność Musc Ravageur, który powstał przecież z ręki Roucela.
Dla jasności przypominam, że jest to woda perfumowana, a nie toaletowa jak większość L`Artisanów. Stąd wynika nieco wyższa cena w porównaniu do innych kompozycji. Ścisły początek nie zaskakuje. Proste goździki zanurzone w beczce rumu- niby motyw wykorzystany wiele razy, ale tutaj mimo swojej nieskomplikowanej natury sprawdza się znakomicie. Ostre przyprawowe nuty opadają a jednoczesna kreacja kocich łap przyprawia o śmierć z komfortu. To ta puchata drapieżność, ta sama, która przycupnęła we wnętrzu Musc Ravageur. I uwierzyć nie mogę, że nie ma tu cynamonu. Jakże charakterystyczny jest to akord i w dodatku niesie bardzo dużo skojarzeń, bo ten etap kreacji może być:
– kocimi łapami, w których czają się ostre pazury
– kocem z białej wełny, który potrafi drapać
– ciepłym piaskiem na plaży, który potrafi otrzeć
– i wieloma innymi rzeczami, z których każda zapewnia poczucie komfortu, lecz niesie ze sobą coś sprzecznego z pierwotnym skojarzeniem.
Na pewno pamiętacie Paestum Rose, która była różą ukrytą w strugach drzewnego tchnienia. Gdzieś tam kawałek ognia, gdzieś żaru, gdzieś jakiś nadpalony kolec. Właśnie tak kojarzy mi się też Havana Vanille, a na potwierdzenie dodam, że czerwony kwiat jest zadeklarowany w składzie, choć nie czuć go prawie wcale. I nawet po ostrzejszych momentach kompozycja oplata nas swoimi ramionami, choć nie ma nic wspólnego z wanilią Lutensa czy Vanitas, które emanowały „ciepłym i puchatym”.
Osobny paragraf poświęcę końcówce tego zapachu, który znów stacza się w klimaty Musc Ravageur- piżma drapieżnego otoczonego waniliową chmurą. I ledwie jakimś cichym szeptem wznoszą się w górę elementy lekko ostre, drzazgowate, jakby znowu lekko rumowe. O piżmowym bazach bardzo często mówi się w kategorii łatwych i pozbawionych wartości, ale w Havana Vanille nawet ta baza jest ostoją kunsztu. Zmienia się jej temperatura, cały czas falują fałdy piżmowej kołdry, w którą zawinięty jest waniliowy rdzeń tej kompozycji.
Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować udanej pracy i życzyć dalszych sukcesów panu Duchaufourowi. Szkoda tylko, że ja za wanilią nie przepadam, choć myślę, że 15ml tej hawańskiej spokojnie mógłbym mieć. Nie jest to fenomen na miarę Black Afgano, ale ze spokojnym sumieniem mogę polecić każdemu, komu nie jest straszna słodka baza.
Nuty: rum, mandarynka, pomarańcza, goździki, suszone owoce, narcyz, róża, liście tabaki, bób tonka, balsam tolu, styraks, wetiwer, piżmo
Ocena ogólna: 8,5/10
Rok powstania: 2009
Twórca: Bertrand Duchaufour