Basala dla mężczyzn jest tym samym co Feminite du Bois dla kobiet. Pierwszym wymagającym, nieprostym przeciwnikiem. Podobieństw jest zresztą więcej, i żeby daleko nie szukać oba czerpią ze źródeł ostrej drzewności łamiąc konwenanse czasu, w którym powstały (początek lat 90.). No i zarówno jednych jak i drugich perfum już nie ma.

W kategoriach mainstreamu Basale wrzucamy do jednego worka z M7, Tumulte PH, Xeryus Rouge czy Nemo. Jak się okazuje- to dużo nieścisłość, bo kompozycja Shiseido lewituje wyraźnie w innym miejscu niż wyżej wspomniane, choć łączy pewne ich elementy. Na pewno nutą dominującą jest tu wetiwer (jak w M7) a zaraz za nim lawenda. I dopiero te mieszanka jest poddana szeregom zabiegów udrzewniania czy „opylania ogniem”.

Wetiwer w wydaniu lawendowym nie jest szczytem perfumeryjnych umiejętności. Razi w nos i kłuje. Faktycznie można z czasem wyczuć kosmki ognia i ostre drzazgi, ale całość jest jakaś niespójna. A może to moja skóra nie potrafi dźwignąć z Basali tej mocy, o której wspominają pogrążeni w żałobie fani tego zapachu? Z drugiej strony może przesadzono z korzennością kompozycji i na siłę dobudowano zbyt dużo elementów przyprawowych, które dają efekt „opylenia ogniem”.

Kiedy poznawałem Basalę w 2006 roku była okropnym dziwadłem. Dziś nadal ją tak traktuję. To zapach brzydki, ostry, mdły. To palona genetycznie modyfikowana lawenda i napromieniowany wetiwer. Nie potrafię dostrzec magii Basali, no po prostu nie umiem. Nie dziwię się, że ten koszmar znikł z półek. Zdania dawnego nie zmieniam i chwalę się recenzją sprzed 3 lat (KLIK).
Nuty: wetiwer, lawenda, cytrusy, drzewo sandałowe, przyprawy
Ocena ogólna: 2/10
Rok powstania: 1993
Twórca: Dominique Preyssas