Escada Magnetism znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Kiedyś kupowałem ją przez dwa lata i nie mogłem kupić. Później nadszedł czas na niszę, w której się niemal nie utopiłem. A że Magnetism wyszedł z polskich perfumerii to dopiero kilka dni temu poznałem zapach, który poznać powinienem zdecydowanie wcześniej. Flakon mający przypominać bryłę purpurowego izofiru z metalowym korkiem i górną powierzchnią, sprawia fenomenalne wrażenie. Z drugiej strony zawsze Magnetism był w mojej głowie wonią ciężką, słodką, zbliżoną do Le Male.
Zaczyna się zielono, trochę słodko, w stylu absyntu, choć absyntem nie jest. Jednocześnie bardzo wyraźnie pachnie Ludwikiem, a to już jest zarzut. Na szczęście drgające ruchy kompozycji przenoszą ją w inne obszary. Płyn do mycia naczyń znika i nie pozostawia za sobą żadnych wspomnień. Magnetism nabiera ambrowej słodyczy, ale nie jest to czysta woń tego składnika, której nie znoszę w perfumach. Tu, bardzo wyraźnie użyto jej jako utrwalacza, w którym siedzi znaczna część bazy. W ogóle mam wrażenie, że ambra w mainstreamie nie ma tego naturalnego wydźwięku i rolę perfumeryjną spełnia w mniejszym stopniu niż w niszowcach.
Czas zmiękcza kompozycje, nadaje „puchatości” znanej z gry drzewa sandałowego i wielkiego erotyzmu. Magnetism obtacza się w cieple balsamu Tolu, przypraw i nie ostrych drzazgach. Zaczyna być świetnie. Problem pojawia w chwili pełnego nasycenia tymi składnikami i wejściu kompozycji w nuty plastikowo-apteczne, wręcz szpitalne. Od tego momentu baza robi się elektryczna i krąży po różnych miejscach, ale ten przybytek choroby nie jest moim ulubionym.
Gdyby wybrać z Magnetism`u to co najlepsze… Szkoda, że tak nie można. Wobec powyższego jestem w stanie uznać pozycję męskiego zapachu za zasłużoną, ale momenty pełne plastikowej gry są nie do zaakceptowania- przynajmniej dla mnie. Choć proszę zauważyć, że przez większość czasu Magnetism wygląda rewelacyjnie.
Nuty: drzewo pieprzowe, szafran, skóra, balsam Tolu, ambra, drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, piżmo
Ocena ogólna: 6,5/10
Rok powstania: 2004
Twórca: Michel Almairac