9 marca 2010

Serge Lutens, Fille en Aiguilles

Sam się dziwię dlaczego nowy Lutens dopiero teraz gości na „Nie muzycznej pięciolinii”. Wiele o nim powiedziano i zazwyczaj były to dobre rzeczy, bo trudno się czegoś przyczepić. Razem z Fourreau Noir tworzą bodaj najbardziej udaną serię od dobrych paru lat i przywracają wiarę w sławny duet. Fille en Aiguilles znaczy tyle co „Dziewczyna w Szpilkach” i jest to jedna z lepiej dobranych nazw wśród zapachów Lutensa. Ale dlaczego nie „Chłopiec w Szpilkach” (tylko bez skojarzeń proszę)?

Jest parę aspektów, które kierują zapach na kobiece tory i obnażają myśli kreatorów w kwestii nazewnictwa. Jak na zapach kadzidlany to mało jest kadzidlany w sensie olibanowy. Nacisk, który położono na słodkie podbicie kompozycji jest wyraźnie widoczny w chwilach opadnięcia żywicznej zasłony. Oglądamy wtedy niemal cukierkowe obrazki deklarowane jako kandyzowane owoce. Tak naprawdę to oczywiście chemiczny akord, ale ukręcony w fajny i ciekawy sposób. Nie jest to tak ogłuszające jak w Aziyade a w dodatku pozwala się unosić kadzidlanym duszkom. W kwestii tych istot czuję się zobowiązany rzec, że to te, które latają w Encens Flamboyant i te same, które rezydują w Lewku LesNez. Ciepło, przyjemność, niemal hedonizm. Kto oczekiwać kościołów to niech szuka czego innego. Tutaj tego niet.

Chłopiec w Szpilkach nie wytrzymałby tej upajającej, słodkiej, dymnej imprezy w domu wędzarza. Chłopiec w Szpilkach pachniałby wetiwerem, mchem, cedrem i dopiero wtedy osnuwałby się żywicznością w dosłownej formie. Mamy więc Dziewczynę, która uśmiecha się całkiem ładnie, lekko pijana, spocona. Jej włosy przesiąknięte są dymem wędzarni a na rękach widać resztki żywicy. Teraz tańczy i się śmieje. Ja nie. Zapach fajny, miły, ale kadzidło w wersji brudu ludzkiego nie jest tym czego oczekiwałem. Poza tym jakoś z cygańskim brudem mi się kojarzy. Kto chodzi po Centralnym to wie o czym mówię.

Obiektywnie jest Fille en Aiguilles zapachem dobrym, z ładnymi przejściami, poprawnie wyważonym, trwałym. Subiektywnie to nie jest moje kadzidło, ale wiem, że kadzidła ludzkie mogą się podobać. Ja wolę te nie kościelne, te górskie, leśne, ale bez ludzi, bez dziewczyn, bez chłopców.

Nuty: olibanum, balsam fir, kandyzowane owoce, wetiwer, wawrzyn, przyprawy, igły sosnowe
Rok powstania: 2009
Twórca: Christopher Sheldrake, Serge Lutens

Fot. nr 2 pochodzi z galeria-brama.art.pl

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
14 lat temu

Witam ponownie.
Wiem, że zna się Pan na perfumach, dlatego proszę o radę.
Szukam dla siebie zapachu leśnego. Mech, cedr, sosna, wetiwer, drewno -tych nut pragnę najbardziej. Trafiłam na ten zapach, ale czytając Pana recenzję skutecznie się zniechęciłam. Otóż szukam lasu oddychającego, pełnego życia, jednocześnie przytulnego i wyrazistego. Bez skojarzeń z kobiecymi zapachami, a raczej z ciepłem natury. Jeśli chodzi o kadzidła to bardzo lubię klimat Ouarzazate, jest ciepły i rozwija się jak kameleon. Czegoś takiego szukam w lesie z odrobiną zimnego oddechu. Będę bardzo wdzięczna za wszelkie wskazówki!

Pozdrawiam, E.

MagnifiScent
12 lat temu

jej 🙂

a ja tak bardzo czuję ten kościół 🙂 a potu w ogóle…

zazdroszczę wykształcenia chemicznego, mogłabym z Panem dyskutować jak równy z równym, a tak to tylko nos przeciwko nosowi. choć zapewne nie zawsze przeciwko 🙂

pozdrawiam i gratuluje świetnego bloga,

MagnifiScent

Anonimowy
Anonimowy
10 lat temu

"Cygański brud"? Fajne recenzje, ale ta uwaga mocno nie na miejscu na tak eleganckiej i subtelnej stronie.

niko
niko
8 lat temu

?

Anonimowy
Anonimowy
6 lat temu

Moim zdaniem określenie bardzo trafnie określające to jak się zachowują cyganie. Przez całe życie nie mogę ani jednej dobrej rzeczy o nich powiedzieć.

Espena
6 lat temu

Jestem świeżo po testach i na mnie właśnie czuć wyłącznie kadzidło, a później las, jakaś żywica. Szukałam tej słodyczy, o której wszyscy mówią, ale moja skóra jej nie pokazuje. I dobrze – taki, jaki jest uważam za rewelacyjny. Dlatego zdziwiona byłam "dziewczyną w szpilkach", dla mnie mógłby się nazywać "świątynia w lesie", tak pogańsko mi się kojarzy. Trwałość rewelacyjna – ponad 12 godzin.