Berlińska designer dorobiła się swojego zapachu już jakiś czas temu, ale zawsze nie było mi z nim po drodze. Na pewno nie bez znaczenia pozostaje fakt, że flakon jest po prostu marny i szary do bólu. Przez pryzmat widzialności traci sama kompozycja, którą należy dodać w poczet „obowiązkowych”, bo mimo że mnie się nie podoba to powąchać po prostu ją trzeba. W założeniu twórców (bo zakładam, że Anat kontrolowała pracę perfumiarzy) miała być opowieścią wyrażoną za pomocą trzech głównych składników: lawendy, cedru i wetiweru. Anat Fritz Eau de Parfum to z definicji podróż do przeszłości, do czasów dzieciństwa. Szkoda, że definicja nie jest prawdziwa.
Jak kto lubi Basalę to dla niego może traumą nie będą to perfumy. Ja nienawidzę lawendy i proszę to brać pod uwagę czytając dalszą część… A Anat Fritz jest bardzo lawendowa. Z jednej strony jesteśmy karmieni wizją kuchni z dzieciństwa, gdzie fioletowa roślinka pręży się na oknie (tak mówi producent), ale z drugiej wali to taką zgnilizną, takim poczuciem suchości, że nie da się tego znieść. To prędzej przedwieczny kredens pokryty centymetrową warstwą kurzu, nadgryziony przez korniki i prześmierdnięty zjełczałym tłuszczem. Pierwsza faza mija, pojawia się druga. Ostatnie krople wody krążące w zapachu znikają pod wpływem paczuli i wetiweru. Lawenda też znika. Cedru nie ma. Tylko wetiwer i paczula. Paczula i wetiwer. Wetiwer i paczula. Paczula i… i tak do końca.
Całość jest sucha, ostra, krzycząca i trąca paznokciami po tablicy. Tu już nawet nie chodzi o to, że zapach mi się nie podoba, ale o to, że jest słaby. Takie wizje były poruszany w Basali, de Sade czy innych wytrawnych, ziołowych lub paczulowych kompozycjach… i były jakieś. Anat Fritz to po prostu zmieszane proste składniki, może nawet wysokiej jakości, ale bez pomysłu. Trzeba go powąchać, bo tu jak na dłoni widać żenadę niszy i myślenie, że z etykietką „nisza” sprzeda się wszystko.
Nuty: lawenda, paczula, wetiwer, drzewo cedrowe, drzewo sandałowe
Rok powstania: 2006
Twórca: b.d.
Dostępność i cena: w Polsce brak; na luckycent.com za 100 mL w wersji splash zapłacimy 120$
Fot. nr 2 z beniak.com