Na pewno zasługuje Padparadscha na opisanie tego co ze sobą niesie. Już sama szlachetna nazwa po części jest zwierciadłem tej wonności. Trudno nie oczekiwać wiele od czegoś co bezpośrednio ma czerpać z najdoskonalszej odmiany czerwonego szafiru. Niepozbawieni złudzeń stajemy przed klejnotem pachnącego świata. Choć nie do końca przekonała mnie Satellite do całkowitego ideału tej kompozycji. Czegoś nie potrafię tu odkryć, coś cały czas zdaje się tajemnicą.
Padparadscha jest zapachem ponad wszelką miarę zdecydowanym, ostrym, po części odpychającym swoją surowością. Z drugiej strony emanuje wielką ilością promieni białego światła. Tak, nasz czerwony szafir to nie jest woń brzydka, ziemna, paląca się. Dzięki wspaniale uchwyconej grze pieprzu i jałowca zyskano niebywałą, acz surową nośność. Duet przypraw wędruje w górę, zostawiając drzewną bazę daleko w tyle. Dwa składniki plotą się w nieskończoną ilość bardzo ostrych lin. Ledwie końcami zanurzonych w cedrze i sandale.
Czasami próbuję uchwycić linę, odsłonić z założenie miękką drzewną bazę- bezskutecznie. Ledwie dotkną liny, a już pali w dłoń, będąc zapowiedzią ran. Bo nikt nie mówił, że będzie łatwo. Jest trudno, bez złudzeń. Miękkie drzewo nie znalazło tu swojej niszy. W tej przestrzeni jest jasno, zimno, biało, patetycznie, ale i naturalnie. Drzazgi wbijają się w korpus. Tu nie ma miejsca na słabość. W bólu można się tylko zachwycać sztuką. Na wpół oszlifowanym klejnotem, który boleśnie rani przy próbie jakiejkolwiek manipulacji.
Innym razem przez szafirowy absolut przeleci mroźny, suchy wiatr. To tylko moment, tylko pojedyncza chwila. Kurtyna pieprzu, jałowca i drzazg odsłania wówczas elementy bezpiecznego drzewa, które jest mimo wszystko twarde. Padparadscha potrafi dać się ku sobie zbliżyć, ale tylko na chwilę. To ten czas, kiedy oślepiający blask blednie, ostrości się wygładzają. Ale to nadal tylko ułamek sekundy.
Padparadscha to woń bezkompromisowa, ostra, nośna. Ma bardzo wyraźny i wąski przekaz, zna swoją moc. Nie jest ciepła, ale w końcu nie tego oczekujemy od olfaktorycznego primus inter pares. Tak, Padparadscha zasługuje na to miano bez cienia zwątpienia. I reszta niech się nią zachwyca.
Nuty: drzewo cedrowe, drzewo sandałowe, jałowiec, czarny pieprz, piżmo, ambra
Rok powstania: 2003
Twórca: b.d.
Dostępność i cena: w Polsce chyba nieosiągalna (choć są miejsca w Warszawie i Krakowie, które potencjalnie mogą oferować te perfumy; za 100 mL około 60 E.
Fot. z zasobów autora