Są takie trzy potężne korporacje- L’Artisan, Editions de Parfums i Comme des Garcons. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie ta Trójca tworzy ścisłą elitę niszowego rynku. Każda marka czerpie z bogactwa umiejętności najlepszych współczesnych perfumiarzy: Giacobetti, Elleny, Duchaufoura, Roucela, Bourdona i wielu, wielu innych. Widząc poczynania Diptyque skłaniam się do twierdzenia, że już niedługo będziemy mogli mówić o wielkim kwartecie. Od czasów świetnej serii wód kolońskich, przez Vetyverio, aż po dzisiejsze Eau Duelle nie mogę wyjść z podziwu nad tym, że każda z tych kompozycji jest „jakaś”. Nie ma tu powielania wzorów, nie ma zapatrzenia. Za to dużo ikry, ciekawych pomysłów i bożej iskry.
Tak, Eau Duelle jest udanym zapachem, ale zanim o nim to wpierw o nazwie. Nie znam francuskiego- szkoda. Za pomocą internetowych słowników i translatorów doszedłem do wniosku, że Eau Duelle znaczy tyle co „woda o dwóch twarzach” (przecież nie „podwójna woda”). Może to moja nadinterpretacja, ale tłumaczenie oddaje w sporej części to czym jest ten płyn. Poza tym chyba o to właśnie chodzi, bo przy tworzeniu zapachu wykorzystano mroczną wanilię burbońską i białą wanilię (Firnat Vanilla).
Wypowiedziałby się na temat rysunku na butelce, ale się powstrzymam. Powiem po prostu, że w tym wypadku jakoś mnie to drażni. Was nie?
Podstawą jest właśnie słodycz waniliny (przy okazji przypomnę, że wanilina to substancja naturalna, która nadaje zapach wanilii; syntetykiem jest etylowanilina). Rozpięta od dymnego, lekkiego początku po ostrą, drzewną i złocistą bazę. Kto oczekuje rozkosznego puchu w stylu Un Bois Vanille czy Vanitas to niestety musi opuścić te brzegi i szukać dalej, bo umrze z głodu. Kręcąca w nosie początkowa nuta nie zapowiada zresztą ugłaskanego środka, ponieważ ta wykreowana przestrzeń jest zapełniona wręcz żyletkowymi przyprawami. Zwrócić uwagę należy na brak pieprzu, którego nieobecność sprawia, że Eau Duelle staje się bardziej zapachem ostrym, lecz w kuchennym stylu. Ciepłym. Zgaduję, że w olbrzymiej mierze jest to też zasługa szafranu, który lubi wprowadzać taką atmosferę do perfum. No i braku pieprzu przede wszystkim.
Później zaczyna się symfonia właściwa. Wędzona herbata, dymne, lekko kadzidlane akordy grają na wciąż wyczuwalnej wanilii. Wadą jest pewna doza chemizmu, która się pojawia w kontekście słodkiej podstawy. Trochę to Earl Grey’em pachnie, trochę tanimi cytrusami, ale jakby nie było jest to tylko jakiś cichy dźwięk. Ja wybaczam przez wzgląd na ścisły koniec opowieści. Jak już pisałem, Eau Duelle staje się złocisty, ciągnie za sobą mnóstwo drzazg i nie tworzy- całe szczęście- słodkiej ambrowo-piżmowej pulpy. Ciągnie za sobą ambrowy woal na waniliowym dywanie. Sweet and cool po prostu.
Patrząc na obecne kompozycje Diptyque to widzę szansę na zrównanie z Tam Dao. Eau Duelle to zapach na pewno nie tak oszałamiająco rozkoszny, ale większego bogactwa nut trudno nie zauważyć w nim. Zresztą te dwa zapachy mają ze sobą parę wspólnych elementów. Słodkie, dymne, drzewne… I już wiem, że na dzieci Diptyque trzeba czekać zawsze z wielką niecierpliwością. Jeszcze dwie-trzy udane premiery i Diptyque z powodzeniem zostanie zaliczony do wielkiego kwartetu.
Nuty: wanilia, elemi, kardamon, cyprys, szafran, jałowiec, olibanum, kalamus, czarna herbata, ambra, piżmo
Rok powstania: 2010
Twórca: Fabrice Pellegrin
Dostępność, cena, linia: w warszawskiem GaliLu i na całym świecie zapach będzie dostępny od 6 września; dostępny w dwóch pojemnościach (50 i 100 mL), ale w Polsce tylko jako 100 mL (370 zł); dostępny również jako solid-perfume
Fot. nr 2 z amadeusvanillabeans.com
Fot. nr 3 z fotogaleria.pl
Fot. nr 4 z mojageneracja.pl