Dziś o dwóch dobrych zapachach Hermessence, które można uznać za ciekawe i warte uwagi w swoich grupach. Problem z takimi kompozycjami jest taki, że za wiele nie ma na co narzekać, ale o wielkie zachwyty też trudno. A opisy są krótkie i rzeczowe.
I co ja poradzę, że lawendy nie znoszę. Ba! Tutaj jest to wersja ostra, zimna, przedmuchana i wysterylizowana. Zapach nie rozwija się na skórze, cały czas w tej swojej żenującej postaci lawendowej roślinki zamrożonej w szpitalnej lodówce. Dopiero na sam koniec wyłazi jakaś pietruszka i szczypior bagienny, które jeszcze dokopują apteczne i gnilen aromaty do pogrążonej kompozycji. Brin de Reglisse pada w opary lizolu i zieleniny, ale jednocześnie zachowuje w sobie część palącego się dymu z moczar. Dla maniaków lawendy to jednak propozycja obowiązkowa, bo zapach może okazać się ich Graalem. Dla mnie ta roślina po prostu śmierdzi i nic na to nie poradzę.
Nuty: lawenda, lukrecja, kwiat pomarańczy, siano
Rok powstania: 2007
Twórca: Jean Claude Ellena
Linia, dostępność, cena: 100 mL wody toaletowej to koszt 170 euro, również jako 15 mL; dostępna tylko w firmowych butikach Hermesa i przez ich stronę internetową
Znowu zielona kompozycja, bogata w cukry owocowe i wodę. Słowo „soczysta” powinno być odpowiednie, choć jednocześnie Osmanthe Yunnan zachowuje herbaciany, świeży charakter. Jest zapachem obłym, dość frywolnym, ale z dużą dawką swoistego uroku. Na początku może zniechęcić pałętającym się seledynem, ale z czasem zyskuje trójwymiarowy kształt kuli, w której mącą się kryształki cukru, herbata i dość esencjonalne płatki kwiatów. Ładne, urocze i dość interesujące.
Nuty: czarna herbata, osmantus, frezja, morela, pomarańcza, skóra
Rok powstania: 2004
Twórca: Jean Claude Ellena
Linia, dostępność, cena: 100 mL wody toaletowej to koszt 170 euro, również jako 15 mL; dostępna tylko w firmowych butikach Hermesa i przez ich stronę internetową
Fot. nr 1 i 3 z hermes.com
Fot. nr 2 z wikiepdia.com