Najnowsza męska premiera marki Amouage szerokim echem odbiła się na świecie. Czego to ja nie słyszałem o tym wspaniałym, dymnym i lodowatym Memoir Man. Nie powiem, nadzieje podsycała inspiracja twórczością Charles’a Baudelaire. Dekadencki francuskich pisarz należał do grona „poetów wyklętych”, sięgał po tematy trudne, nieakceptowane przez społeczeństwo, ale jednocześnie nieodłącznie z nim związane. Bawił się motywami turpistycznymi, łączył erotykę z pogranicza dobrego smaku oraz klasyczne uczucia z miłością na czele. Nie istniały dla niego bariery. Dekadencki geniusz po prostu. I jeden z moich ulubionych twórców. A przy okazji to mistrz inspiracji dla perfumiarzy, bo oprócz propozycji Byredo jestem pewien, że coś jeszcze czerpało z jego twórczości. No i oprócz Memoir Man, o którym dzisiaj.
Zapach ma wejście. Po prostu padłem po pierwszych nutach i wcale nie z powodu ich brzydoty. Doceniam to, że otwarcie jest niepodobne do niczego co znam. Wyrażenie klucz to „chłodna zieleń”. Gorycz, ostrość i szarość (ale oczywiście nie w sensie bylejakości) są określeniami opisującymi piołun, bazylię i miętę. Ponadto już na tym etapie zaczyna Memoir Man dymić. Na razie lekko i niemrawo, ale jednak. Trochę przypomina mi Jade Oliviera Durbano, ale jest o kilka klas lepszy. W propozycji Amouage próżno szukać palonych plastikowych toreb, ponieważ całość sprawia wybitnie naturalne wrażenie. Jeśli coś płonie to tylko zioła rosnące w lesie mieszanym, gdzie przeplata się ostry zapach sosnowej żywicy i klonowa słodycz. Absolutnie zero polimerów syntetycznych. I dobrze!
Z czasem wychodzi spod zielonego dywanu struga kadzidła, ale trzeba pamiętać, że Memoir Man jako taki nie może być nazwany kompozycją kadzidlaną jak spora część zapachów Amouage. Jest przede wszystkim leśno-ziołowy. Tutaj jest to element dodatkowy, istotny szczegół, który w pewnym momencie przenika sporą część składników. To tak jak gdyby upity absyntem mężczyzna wszedł do kościoła. Specjalnie mówię „upity mężczyzna” a nie „pijak”, bo to drugie kojarzyć się może z brudem i zaniedbaniem, a tego w tych perfumach nie ma. Jest pewna dawka spotkań bohemy, ale wszystko z taktem i wyczuciem się dzieje. Docenić trzeba też fakt, że w końcowych nutach Memoir Man wciąż zachowuje krystaliczną czystość. Staje się znowu leśny, skórzany, ale już nie lodowaty. Stapia się ze skórą i pozostawia przednie wrażenie.
Z góry jednak uprzedzam, że na rewelację w stylu Jubilation XXV to wciąż za mało. Tak w ogóle chyba nic nie pobije dziecka Ducha i Amouage. Memoir Man jest świetnym zapachem w portfolio tej bliskowschodniej firmy i jedną z ciekawszych tegorocznych premier, konieczną do testów dla każdego. Flakon to klasyczna już forma Amouage: „…jest wykonany z czarnego kryształu o zmiennym nasyceniu koloru. Srebrna metalowa zakrętka zwieńczona jest szlifowanym wielostronnie czarnym kryształem Swarovskiego. Pudełko wpada w nieco srebrny ton o różnych odcieniach czerni, nawiązując do motywu czarnego łabędzia.”1)
Nuty: piołun, bazylia, mięta, róża, olibanum, lawenda (absolut), drzewo sandałowe, drzewo gwajakowe, ambra, wanilia, piżmo, mech dębowy, skóra, tytoń
Rok powstania: 2010
Twórca: Karine Vinchon-Spehn
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy w perfumerii Quality Missala 740 zł; za 100 mL- 895 zł
Fot. nr 2 z agricultureinformation.com
Fot. nr 3 to obraz Edouarda Maneta p. „Pijący absynt”
Cyt. nr 1 z missala.pl