Kenzo Air to zapach, który odszedł do Krainy Wiecznych Łowów. Zniknął. Był za trudny dla obwieszonych fałszywym złotem klonów Arnolda Schwarzenegger’a. Nie znalazł też posłuchu wśród mężczyzn, z których żelu na głowie można by wyprodukować więcej ropy niż z saudyjskiego pola Al-Ghawar. Przepadł a strata to wielka. O jego, nie bójmy się tego słowa, niszowym charakterze świadczyć może już klip reklamowy:
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=mCXqMMMQtYI?fs=1]
Zupełnie nie nastawiony na szybki marketingowy sukces…
Ja wcale nie będę mówił tu o tym, że to zapach wolności i miłości, bo to akurat guzik mnie interesuje. Air to najładniej wyrażone powietrze w perfumach jakie w życiu wąchałem. Ostre i zimne jak wiatr znad mroźnej ziemi. Zielone jak woń świerkowych lasów. I najważniejsze- bez grama syntetycznej nuty. Na żadnym etapie swojej kreacji nie wchodzi ten zapach w przykre niuanse odpowiedników naturalnych składników. Oczywiście nie łudzę się, że powstał tylko w oparciu o naturalne ingrediencje, ale to tylko potwierdza klasę tej kompozycji. Prawdziwy perfumiarz zręcznie buduje swoje dzieło korzystając zarówno ze składników naturalnych jak i syntetycznych. I potrafi dotknąć tym doskonałości.

Pod kątem już czysto zapachowym
Air to związek dwóch nut głównych: wetiweru i anyżu. Na początku okraszony jest cytrusową, jasnożółtą nutą, ale później staje się kompozycją złożoną z dwóch tematów. Świdrujący, świeży anyż występuje tu w swojej klasycznej formie, bez udziwnień. Chyba każdy zna ten aromat choćby z anyżowych cukierków (notabene od dobrych paru lat ich nie widziałem). Surowa forma tej ingrediencji nie pozwoliła
Air zdobyć rzeszy fanów. Wystarczyło dodać lukrecji lub wanilii, wygładzić krawędzie, i wtedy Kenzo pewnie do dziś dnia cieszyłoby nos w perfumeriach. Zamiast przeszywającego anyżowego mrozu można było wkroplić trochę ciepłych nut. Doceniam tę bezkompromisowość, którą jeszcze dobitniej pokazuje wetiwer. Suchy, zielony, ostry, targany przez wiatr. Bez słonej nuty i bez swoistej cukierkowatości. Zawieszony ten składnik jest gdzieś pomiędzy morzem a lasem i nie ciągnie w jedną stronę. Bardziej przypomina polskie wydmy końca grudnia.
Uważam, że warto parę zdań poświęcić flakonowi. Wybitnie nieporęczny, kwadratowy, może nawet brzydki. Przy tym wszystkim powala na kolana swoją prostotą. Ma być oknem na niebo z przezroczystą ramą i niebieskim wnętrzem. Do teraz nie wiem czy wytwór Laury de Santillany mi się podoba czy nie… Zawartość- bezsprzecznie.
Nuty: bergamotka, anyż, wetiwer, nuta drzewna, ambra
Rok powstania: 2003
Twórca: Maurice Roucel
Cena, dostępność, linia: produkt wycofany z produkcji; linia obejmowała wodę toaletową w pojemnościach 20, 50 i 90 mL, balsamy po goleniu i deo stick i spray; w roku 2005 powstała wersja Air Intense z nutą arcydzięgla i kuminu
Fot. nr 2 z ilmanicaretto.it