Zimno wszędzie, cicho wszędzie… Jungle to nazwa pierwszego paryskiego butiku Kenzo. Związek pomiędzy modą a zapachem jest tu nadzwyczajnie silny, bo japoński dyktator mody zawsze stawiał ze cel przedstawienie wirtualnego otoczenia, które bazowało na dwóch rzeczach: naturze i kulturze. Pierwszą realizuje słoń, zwierzę będące symbolem szczęścia i powodzenia. Jest też kobieta, która wyraża drugą wartość. Wybitnie „polikulturalna laska”, która w europejskim stroju stanęła na afrykańskiej sawannie. Jak widać taka reklama działa skoro ten wielki ssak trwa i trwa, i zagrożony wyginięciem nie jest.
Fot. nr 2. Bernini, Ekstaza św. Teresy. |
Słoń jest ciężki. Każe Ci się położyć na brzuchu. Później kładzie się się na Twoich plecach. Czujesz jego masę, czujesz jego ciepło, jego pulsujące elementy. Kły wrzynają się w kark. Trąba oplata szyję. Jego zwały tłuszczu majestatycznie pokrywają Twoją talię. Zaczyna się a Ty krzyczysz. Z rozkoszy lub przerażenia.
Jungle Elephant to przede wszystkim goździki. Od początku do końca. Genialne. Na początku ostre. Palące główki niemal niszczą nozdrza a dodatek tępego i mdłego kuminu potęguje ten efekt. Jest też jakiś minimalny ognisty element jak gdyby trochę iskier krzesanych za pomocą kryształów cukru. Coś co przypomina klasyczny kwiat pomarańczy, ale nim nie jest. Może to połączenie mandarynki i lukrecji? W każdym razie jest to ostry wjazd i może okazać się dla Ciebie zbyt traumatyczny, żeby kontynuować przygodę ze Słoniem. A przecież to dopiero początek.
Nie ma tu klasycznego podziału na trzy akordy, bo Jungle Elephant migocze feerią błysków. Goździki są piekące na początku, później się wysładzają, ale zdarza się, że w późniejszych etapach znowu pokazują swoją pierwszą facjatę. To cecha, która pozwala uznać tę kompozycję za prawdziwe dzieło sztuki perfumiarskiej. Niezależnie od tego, czy się ten zapach podoba się czy nie, jest zjawiskiem na pachnących półkach, nie tylko mainstreamu.
Oszałamiające pierwsze uderzenie na przechodzi na Twojej skórze w orientalne, wciąż goździkowe, smyranie trąbą po całym ciele. Jeśli tylko wytrzymasz ciężar Słonia to może się pojawi upojna nuta oleistych kwiatów. Trochę sucha, ciut słodka, ale na pewno przyjemna. Jeśli miałby być osiągnięty jakiś szczyt to jest nim właśnie ten moment. Czujesz dreszcze orgazmicznej rozkoszy. Niesamowite doznanie. To bez wątpienie krytyczny moment w obcowaniu ze Słoniem. Później jest jeszcze ciężej. Mięśnie w potężnym ciele się rozluźniają i ciężar jeszcze bardziej przypiera Cię do podłoża. Czasami jest tak, że nie masz sił nawet krzyczeć, czasami padasz niemal zemdlona. A innym razem mówisz „Jeszcze, jeszcze!”. Ciepło słoniowego ciała napełnia Cię uczuciem błogości.
Nuty: goździki, mandarynka, kardamon, kmin, ylang ylang, heliotrop, lukrecja, mango, ambra, wanilia, paczula, drzewo kaszmirowe
Rok powstania: 1996
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana; za 100 mL zapłacimy w perfumeriach internetowych około 200 zł; zapach bardzo często podrabiany, więc trzeba uważać
Fot. nr 1 z operfumach.pl
Fot. nr 2 z luksus.yoyo.pl
Fot. nr 3 z wikimedia.com
Fot. nr 4 z madhavgopalkrish.wordpress.com