Jeśli miarą wartości zapachów zechcemy uczynić bogactwo doznań i obrazów, jakie niosą, to Orris Noir bez problemu awansuje do grona najcenniejszych pachnideł. Mroczny, dymno-zielony, ale jednocześnie ze zdumiewającą głębią kadzidła. Nawet Linda Pilkington mówi, że to perfumy dla ludzi, którzy chcą zostawiać swój niepowtarzalny, zapadający w pamięć, zapachowy znak. I wcale nie jest mi ciężko przytaknąć angielskiej perfumiarce, ponieważ kompozycja, którą zostałem uraczony, jest niepodobna do niczego, co dane mi było poznać wcześniej. Czytając o czarnym irysie z Jordanii, który występuje w Orris Noir, pomyślałem o czwartym zapachu marki Odin – Petrana – ale jednak nie są podobne do siebie w dużym stopniu. Wiem, że to na pewno nie jest irys w stylu marchewkowym. Co to, to nie! Czyli wielbiciele karotek w Dzongkh’ce, Zagorsku, czy Naiviris będą musieli zwiesić nos na kwintę, ale nie powiem, że mi przykro, bo ja fanem powyższych nie jestem…
Ryc. Edgar Degas, Absynt (1876). |
No, ale przechodzimy do rzeczy. Początek jest bardzo absyntowy, słodki, ziołowy, ciut przykurzony. U mnie zawsze, ale to zawsze, wywołuje parę kichnięć. W sumie to dobrze, bo oczyszcza nos przed dalszymi harcami. Wobec tego, trudno mieć o to pretensję do twórczyni. Niech ma od groma alergenów, ale niech przynajmniej zrobi z nich użytek. Mogę Was już zapewnić, że dobrze wykorzystano te frapujące ingrediencje. Orris Noir stacza się bardzo powoli w klimat wędzonej herbaty, cichego jaśminu, zielonych elementów z ziół (to pewnie kolendra), i wreszcie mnóstwa irysów. Znowu w słodkiej, absyntowej atmosferze, która w tym pachnidle nie znika do samego końca. Tą dymną słodyczą przypominać może Coze, a nawet Black Afgano.
Ryc. Kadzidłowiec. |
Abstrahując od tego, że dwa pierwsze to pochodne konopi, a Orris Noir to oczywiście irys, można powiedzieć, że tła tych kompozycji mają dużo wspólnych elementów. Bardzo dużo.
Baza zbudowana z kadzidła, mirry, paczuli, drewna gwajakowego i cedrowego, może działać jak lep na muchy. Kto jednak oczekiwał prostackiej dymnej, żywicznej końcówki, musi się zawieść. Orris Noir nawet w ostatecznych akordach trzyma fason i nie staje się pulpą z niezidentyfikowanymi składnikami. Tutaj wciąż czuć ziołową, również irysową, powłokę, pod którą rozlewa się ciekła żywica. Wszystko jest ciepłe, płynne i ruchome. Paradoksalnie, nic się nie zapala. Linda zatrzymała to w niestabilnym punkcie tuż przed zapłonem. Czasami z Orris Noir puści się gdzieś dymna wstęga, ale popiołów i ognia brak. Ale kto powiedział, że wszystko ma pachnieć pogorzeliskiem, popiołami i zniszczeniem? Twórcze napięcie jest lepsze.
Nuty: dawana (bylica), bergamota, kolendra, pieprz, irys, jaśmin, pimento, wawrzyn, olibanum, paczula, drewno cedrowe, drewno sandałowe
Rok powstania: Linda Pilkington
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy 110 funtów (EDYCJA 2017 rok); produkt niedostępny poza butikiem w Londynie i stroną internetową; bogata linia produktów dodatkowych:
Fot. nr 1 z ormondehayne.com
Fot. nr 2 z historiasztuki.friko.pl
Fot. nr 3 z learnaboutessentialoils.blogspot.com