Wylansowane w 1969 roku O de Lancome to już wielki klasyk. Co prawda bez pomarańczy w składzie, ale to nie szkodzi, żeby o nich napisać. Lubię mierzyć się z legendą. Ponad 40 lat temu, kiedy Lancome powierzyło prace nad nowym zapachem Robertowi Gonnonowi, założenie było jedno. Miał powstać szalenie zmysłowy zapach dla kobiet na najgorętsze pory roku. Czy się udało? To chyba prosto ocenić skoro O de Lancome niedługo będzie obchodził półwiecze swojej bytności na rynku. Jednak już teraz ostrzegam łowców vintage’owych perełek. W roku 1964 twórca imperium Lancome — Armand Petitjean — sprzedał swoją perłę wielkiemu koncernowi jakim jest L’Oreal. Pięć lat później powstało O de Lancome. Duch komercji zawisł nad kolbami z nowym zapachem, ale nie jest wcale tak źle. Posłuchajcie.
To zapach cytrusowy bez dwóch zdań. Mieniący się ostrymi jak brzytwy liśćmi, które zestawiono z przewrotnie kobiecym kapryfolium. Oczywiście nad całością góruje akord kwaśnych owoców, nie do końca dojrzałych, ale przez to szalenie zimnych, lodowatych bez mała. Trwa w najlepsze z zielną otuliną i jest znakiem rozpoznawczym O de Lancome, niemożliwym do porobienia podpisem. I mimo że w składzie widnieje mnóstwo miękkich, ciepłych ingrediencji, to ich rola jest tu zupełnie zmarginalizowana. Ani kremowy sandał, ani duszący z założenia jaśmin, ani fruktozowa mandarynka. Słowem, nic nie wprowadza dysonansu do zestawienia cytrusów i ziół. Cytryna i bergamotka skutecznie tłumią owocowe aldehydy, które nadają słodkiej maniery woni pomarańczy. A do tego wszystkiego garść świeżych ziół zasypuje drzewne i kwiatowe niuanse. Rozmaryn, kolendra i, w głównej mierze, bazylia. O de Lancome trwa w tej złotej równowadze przez długi okres. Dopiero w bazie pozwala wyjść na światło bardziej męskiemu wetiwerowi, ale tak naprawdę to kolejna zaleta tych perfum, coś czego nie spotyka się w dzisiejszej, masowej perfumerii.
I tylko dziwię się sobie, że dopiero teraz zapach wpadł w moje ręce. Ostry, zimny, ziołowy. Idealny na lato, jeśli ktoś szuka niebanalnych perfum, a nie zapaszków i pachnidełek firmowanych przez, pożal się Boże, Kleina, Bossa, Armaniego…
Nuty: cytryna, bergamotka, mandarynka, kapryfolium, jaśmin, bazylia, kolendra, rozmaryn, wetiwer, drewno sandałowe, mech dębowy
Rok powstania: 1969
Twórca: Robert Gonnon
Cena, dostępność, linia: zapach dostępny jako woda toaletowa w pojemności 50, 75 i 125 mL
Fot. nr 1 z plantherbgarden.com
Fot. nr 2 z lastfm.pl