I w końcu jest w Polsce. Dzieło wykute spod ton błyskotek najbardziej znanego szlifierza kryształów na świecie rozbudzało wyobraźnię perfumomaniaków na całym świecie. Podskórnie czuliśmy, że może być to coś na miarę Womanity lub Flowerbomb, że Aura zostanie zapachem-legendą. Wszak to debiut, szansa na zrobienie pierwszego wrażenia.
Powiem szczerze, że Aura budzi we mnie niejednoznaczne odczucia. Z jednej strony jest to ulep straszliwy, ale z drugiej jest tam coś, co wywołuje jakiś podziw. Początek jest upiornie słodki i syntetyczny. To obłąkane liczi, które niezbyt dobrze zostało osadzone w kompozycji. Rozrzuca się z siłą słonia, lecz trzeba pamiętać, że taka jest rola tego owocu w perfumerii. Po względem słodyczy jest to ingrediencja bijącą na głowę wszystkie kwiaty, wanilię, cukry, karmele. Wystarczy przypomnieć sobie Indult Manakara. Tam się dopiero działo. Aura liczi trochę pozbawiła mocy (choć wciąż jest ona horrendalna) i dodała mu piżmowych, białych nut. Sama kompozycja zachowuje poziom gluzkozy na wysokim, ale stałym poziomie. Po upiornym owocu przechodzimy w obszary otumaniających kwiatów, pośród których trudno zidentyfikować coś konkretnego. Jeszcze później nie ma już nic nowego, ponieważ zapach klasycznie traci moc. Spadający poziom glukozy odsłania sztuczne utrwalacze, a traumatyczne akordy początku stają się niewyraźne i zupełnie nijakie.
Nie na to liczyłem. Gdzieś podskórnie czekałem na przełom, na coś w stylu Womanity. Prawda jest taka, że Aura została stworzona jako zapach na jesień dla szarych oceanów kobiet. I nawet szacunek do gry potwornego liczi nie jest w stanie tego zmienić. Może do perfumowania domku lalki Barbie się nada.
Nuty: liczi, czerwony pieprz, tuberoza, kwiat pomarańczy, benzoin, piżmo, ambra, nuty drzewne
Rok powstania: 2011
Twórca: Olivier Cresp
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana o pojemnościach od 15 do 75 mL jest dostępna wyłącznie w perfumerii Sephora; za 50 mL zapaciłmy 309 zł, za 75 mL 389 zł; bogata linia produktów uzupełniających
Fot. nr 3 z kickrs.com