Estee Lauder Pleasures Bloom znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Na samym początku skupię się na podstawach chemicznych. Z owocu liczi nie da się pozyskać ani olejku, ani absolutu. To, co wąchamy w perfumach jest aromatem, który powstał w laboratorium chemicznym na podstawie analizy cząsteczek unoszących się nad owocem (same metody analizy są niezmiernie ciekawe, ale o tym może innym razem). Mocno… analizy komputerowej możemy poznać nawet kilkadziesiąt (kilkaset) związków chemicznych, ale naukowcy wybierają zaledwie kilka (kilkanaście), których udział w tworzeniu wrażenia olfaktorycznego jest największy i które są proste w produkcji na wielką skalę. Mimo że dane związki chemiczny są takie same w owocu i aromacie, to trzeba wiedzieć, że do syntezy aromatu nie otrzymuje się ich z owoców, ale wytwarza od podstaw w laboratorium. ZAWSZE aromat liczi będzie uboższy od zapachu prawdziwych owoców.
No, a teraz o perfumach.
Oswoiłem tę nutę, najbardziej wampiryczną z owocowych. Upiornie słodka, kwaśna, przebita różową drzazgą, obtoczona w duszącym pudrze. Moc ma diabelską, rozwala się w perfumach jak matrona na salonach, i czasami jeszcze jej mało. A do tego perfumiarze lubuję się zestawiać ten składnik z płaskimi piżmami lub duszącą różą. I weź tu ujarzmij gadzinę…
Najbardziej popularnymi perfumami z tą nutą jest bez wątpienia Aura Swarovskiego. Pisałem już, że zapach uważam za niewypał, ale początkowe i środkowe nuty, gdzie liczi gra wyraźnie, są interesujące. Przez pryzmat tej ingrediencji kompozycja zyskuje i to bardzo. Na uwagę zasługuje obłożenie czerwonym pieprzem na początku, który używany jest bardzo często dla zbalansowania owocowych aromatów (z maliną i porzeczką na czele) i nadania im „elegancji”. Później liczi ginie w płaskiej bazie z syntetykami piżmowymi na czele. I nie zostawia dobrego wrażenia.
Jest też Loud for Her Tommy’ego Hilfiger’a. To z kolei mariaż róży i liczi, i jeszcze raz róży. Składnik tytułowy został wpleciony w głębsze nuty i wyrasta dość nieśmiało z różanej powierzchni tych perfum. Jest lekko tylko słodki, nie tak traumatyczny, jak Aura, ale też trudno zarzucić mu niewidzialność. Odbieram Loud for Her jako dobry wstęp do przygody z liczi. Delikatnie i spokojnie. W jednym akapicie z nimi wspomnę o Estee Lauder Pleasures Bloom – perfumach, które również nie rażą owocowym reflektorem, choć skład obejmuje dodatkowo piwonię i maliny. Sam zapach jest słodkawy, niemrawy wręcz, ale ładny. Liczi podobnie, jak w Loud for Her zostało ciut wykastrowane ze swojej mocy.
Pamiętacie Madness Choparda? Perfumy już wycofane, ale o nieziemskich walorach olfaktorycznych. Dużo by o nich pisać (co zrobiłem tutaj), ale teraz krótko na temat. To liczi poparzone, spalone niemal w ognisku z różanych płatków. Otoczone krwistymi bandażami, głęboką dymną nutą i przede wszystkim różą. Zapach jest zjawiskowy, choć owoc tytułowy nie odgrywa tam wielkiej roli. Perfumeryjna perełka bez dwóch zdań.
Bardzo ambitnie wypada też zapach Masaki/Masaki japońskiego projektanta mody – Masakiego Matsushimy. To piękne transparentne liczi w otoczeniu lekkich nut owocowych. Jest i jabłko, i arbuz, ale szczególnie urodziwie prezentują się tu kwiaty wiśni. Kompozycja jest lekko pudrowa, zwiewna, ale przy tym wszystkim niebanalna. W kwestiach technicznych napiszę jeszcze, że owoc tytułowy został szeroko rozpostarty. Na początku liczi jest ostre, słodkie i kwaśne. Później stapia się ze skórą, nieco wygładza i bardzo podoba też. Świetne perfumy.
Z pozycji dostępnych w perfumeriach sieciowych to chyba wszystkie znane mi wariacje na temat liczi. W drugiej części wpisu przedstawię Wam propozycję z klasy „nisza” i parę ogólnych informacji. Jeśli znacie jakieś inne perfumy z nutą liczi to proszę wpiszcie w komentarzu na dole.
Część druga tego wpisu znajduje się tutaj: http://niemuzycznapieciolinia.blogspot.com/2011/09/wampiryczne-nutki-w-perfumach-czyli.html
Fot. nr 1 z thumbs.imagekind.com
Fot. nr 2 z plantogram.com
Fot. nr 3 z plantogram.com
Fot. nr 4 i 5 ze stron producentów
Fot. nr 6 z zjaponizowani.jisho.net
Fot. nr 7 ze strony producenta