I w końcu pojawi się recenzja perfum, które określane były mianem „ekstraktu z grobu”. Pamiętam jeszcze wrzawę, jaka towarzyszyła Messe de Minuit w pierwszych chwilach obecności w Polsce: „gnijące mięso”, „rozkopana mogiła”, „pogrzeb w środku lata”. Były też skojarzenia mniej emocjonalne, które łączyły zapach Etro z cynamonem, miodem i… w piecu i w kominie, w mysiej dziurze i w pianinie. Już podłogę chce odrywać, już policję zaczął wzywać… JEST! Mam próbkę.
Obie kompozycje obsadziły w rolach pierwszoplanowych cynamon. Jednak od razu zaznaczam, że nie jest to wybitny pierwszy plan. Kto wąchał Etro wie, że raczej nie sposób nazwać go cynamonowcem. To dominacja subtelna niczym w konurbacji woni. Podobnie jest w perfumach Robbie VanGogh. Wobec tego wszystko sprowadza się do niuansów i wymaga uważnego, spokojnego wąchania.
Messe de Minuit rozpoczyna się zeschniętymi cytrusami, które emanują jednak zimnem z kadzidlanego przeciągu. Jest dziwnie i nietypowo. Rzadko dane jest celebrować takie połączenia składników. Na te przesuszone owoce zaczyna prószyć starta kora cynamonowca. Lecący z góry pył wyraźnie traci ładunek palącej goryczy i lekko się wysładza. Nie ma więc piekących strumieni eugenolu i aldehydu cynamonowego, które zostały w dużej części zastąpione sacharydami. Ta przejmująca słodycz wywołuje w niektórych poczucie obcowania z zeschniętymi kwiatami. I coś w tym jest, bo Messe de Minuit trudno połączyć z kategorią słodziaków jako takich. Osobiście jestem skłonny uwierzyć w zbawcze działanie absolutu z miodu, który odpowiada w dużej mierze za klimat tych perfum. Wydaje mi się, że właśnie ten składnik trzyma kompozycję w tych niesamowitych obszarach i temperuje grę ważniejszych, bardziej ekspansywnych ingrediencji. Bo w Mszy o Północy jest też kadzidło. Pisałem o nim zresztą parę zdań wyżej. Ono również trzyma się z tyłu. Gdyby uznać, że miód jest w tej kompozycji podłogą, na której rozgrywa się akcja, to kadzidło jest powietrzem, lekkim podmuchem wiatru, który przenika w cichym brzmieniu całość obrazu.
To piękny zapach, ale trudny w noszeniu i oswojeniu, wymagający wiele uwagi i chęci od człowieka. Zazwyczaj zbyt wiele, więc Msza o Północy kurzy się na półkach tych, którzy próbowali…
Ubermench kadzidła nie zawiera. Podobno Robert Denton tworząc te perfumy postawił na ich uniwersalnie męski wydźwięk (dodam, że Messe de Minuit to też oficjalnie perfumy dla Panów). Trudno jednak z tym się zgodzić, ale o tym poniżej.
To również cynamon na pierwszym planie. W tym przypadku rysuje się on nawet wyraźniej niż w Messe de Minuit. Robert Denton przedstawił też znacznie bogatszy wstęp do pachnidła. Pozbawione wody cytrusy oczywiście są istotną siłą, ale głowa jest roziskrzona, pełna ostrości. Sugerując się spisem składników wnioskuję, że to anyż i czarny pieprz… i coś jeszcze. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czuję tu jakieś ciemnozielone ostrze, choć prawdopodobnie to sprawa anyżu. A może tytoniu?. Później wypływa na wierzch istotny szkopuł. Pozbawiona miodu kompozycja nie jest tak ścisła i nabiera większego wymiaru. Nie rozbiega się chaotycznie, ponieważ wanilia, ambra też potrafią mocno trzymać liny. Zauważam jednak, że te sznury są luźniejsze i każdy ze składników ma większe pole do gry. Nie wiem, czy to zaleta, czy wada… Na pewno to fakt. Cynamon z powodu tej bazy znowu nie kręci w nosie, ale podobnie jak w Etro roztacza wokół siebie ciepłą poświatę. Jest słodki, ale nie za słodki. I o ile do tej pory dwa zapachy są dość podobne to później oddalają się od siebie znacznie bardziej. Ubermensch nabiera
dymnej, zawiesistej maniery. Naprawdę cieszę się, że nie widzę wtedy lawendy i olejku cyprysowego – dwóch ingrediencji, których szczerzę nie znoszę. Denton przedstawia bazę w barwach czerni i brązu. Jest tam duży ładunek drzewnej słodyczy bez waniliowych konotacji i dymu, ale nie z olibanum. To smugi ciężkie, bardziej przypominające palone liście lub spalaną grudkę bursztynu… Czy tylko mężczyźni mogą roztaczać takie wonności wokół siebie? Po lekturze blogów i for internetowych wiem, że nie.
A w pojedynku jest 1:1. Etro bardziej widzę dla fanów kadzideł wysokich i lekki typu Bois d’Encens i Rock Crystal. Ubermensch skręca w stronę Burning Leaves i Black Tourmaline. Oczywiście jeśli rozpatrujemy tylko pod kątem dymu, bo trudno przecież mówić, że Msza jest podobna do Kryształu Górskiego.
Etro Messe de Minuit
Nuty: pomarańcza, bergamotka, mandarynka, mirra, olibanum, cynamon, labdanum, miód, ambra, piżmo, paczula
Rok powstania: 1994
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa; za 50 mL zapłacimy 335 zł, za 100 mL 445 zł w perfumerii Quality Missala
Trwałość: średnia; około 4-5 godzin
Robbie VanGogh Ubermensch
Nuty: cytrusy, anyż, lawenda, czarny pieprz, bylica, tytoń, wanilia, cynamon, ambra, cyprys, drewno cedrowe, skóra
Rok powstania: 2011
Twórca: Robert Denton
Cena, dostępność, linia: za 30 mL wody toaletowej zapłacimy 195 zł na matitrading.pl
Trwałość: zabójcza; od rano do wieczornej kąpieli
Fot. nr 1 z tapety.joe.pl
Fot. nr 2 z nathanbranch.com
Fot. nr 3 z ray2629.tumblr.com
Fot. nr 4 z matitrading.pl
Fot. nr 5 z northcom.mil
Fot. nr 6 z thespiceloftproject.blogspot.com
Fot. nr 7 z wikipedia.com