To nie oud panoszył się w aptecznym Regal, choć czuć go tam na kilometr. Dzięki Zafferano wiem, że za szczególne wrażenie ziołowej i suchej atmosfery odpowiada połączenie co najmniej dwóch innych składników: róży i właśnie szafranu. Oba są obecne zarówno w kompozycji Boadicea the Victorious, jak i Profumo di Firenze. Potraktujcie proszę tę informację jako miły początek.
Prawda jest taka, że węchowe doznanie niesione przez perfumy Enzo Galardi’ego jest ciut inne od tego malowanego przez Michaela Boadi. Zafferano jest cieplejszy. To dalej apteczne lady, ale tym razem z palnikami spirytusowymi ustawionymi w równym rzędzie. To pomarszczony i skruszony lakier na drewnie. W końcu to też akord bandaży, który dla tak wielu jest elementem skreślającym perfumy. Wszystko jednak o temperaturze odpowiednio wyższej, niż w Regal. Mające większą energię molekuły łatwiej trafiają do nosa i czynią to w większej ilości. Kompozycja jest przez to zintensyfikowana, agresywna bez mała. Skojarzenia, które wywołuje są silniejsze i zdecydowanie ostrzejsze. Według mnie to właśnie świadczy o klasie perfum.
Prócz charakterystycznych nut, które przypominają żywicę z drewna agarowego czuję tu mnóstwo zasuszonych kwiatów. To bardziej woń starego zielnika, rozpadającego się papieru i kurzu, niż róży od eksukochanego z zeszłego sezonu. Czy muszę pisać, jak bardzo mi się to podoba? Paradoksalnie, piramida zapachowa Zafferano jest teoretycznie uboga. W internecie dano mi znaleźć informacje o sześciu zaledwie nutach tworzących tę kompozycji (w Regal było ich kilkanaście). Z drugiej strony ta pozorna prostota złożyła się na wykonaną z rozmachem grę głównych ingrediencji i zaakcentowała ich wartości jako takich. Jestem na duże „tak”.
Nuty: róża, szafran, konwalia, drewno cedrowe, jaśmin, ambra
Rok powstania: 2008
Twórca: Enzo Galardi
Cena, dostępność, linia: zapach trudno dostępny; jedynie w zagranicznych perfumeriach niszowych
Trwałość: średnia, około 5 godzin
Fot. nr 1 z artisticitalian.com
Fot. nr 2 z museum.state.il.us