Matau mnie się nie podoba. Jest surowy, zimny i wytrawny do bólu zębów. Dym w tej kompozycji zdaje się przyjmować przeraźliwie zimną formę, niemal pozbawioną ruchu. Przyznam, że trudno mi powiązać ten zapach z Nową Zelandią i kulturą maoryską (dokładnie chodzi o rzeźbione w kości wielorybiej Hei Matau), do której odwołuje się Robert Denton (twórca i nos marki Robbie VanGogh). Nie są to też żywiczne konotacje znane z przestrzennych katedr, cerkwi… innych perfum. Nie jest pieprzowy jak Padparadscha, ani kamienny jak Rock Crystal, daleko mu do koksowniczych wyziewów Incense Kamali, choć z każdego z tych pachnideł przejmuję jakąś część.
Po godzinie, lub dwóch, zmienia kierunek ekspresji. W Matau zaczyna kiełkować życie malowane szerokim, miękkim pędzlem. Niedbale nałożone składniki dają całościowo abstrakcyjny obraz o dużej wartości. Ciepło żywicy opoponaks jest początkiem, z którego wychodzi słodka wanilia, nieco przydymiony gwajak i duży ładunek innych nut. Wszystko zdaje się zbalansowane, nic nie wrzeszczy, ale płynnie układa się w kolejne akordy. Szkoda tylko, że Matau jest wybitnie nietrwały. Kurczowo trzyma się skóry przez 2-3 godziny. Później znika niemal bez śladu.
Nuty: jałowiec, opoponaks, palisander, wanilia, szałwia, drewno gwajakowe, wetiwer, drewno manuka, drewno cedrowe, skóra, cyprys i paczula
Rok powstania: 2011
Twórca: Robert Denton
Cena, dostępność, linia: za 30 mL wody toaletowej zapłacimy 195 zł na matitrading.pl
Trwałość: mizerna; 2-3 godziny
Fot. nr 1 z productsfromz.com