Domy na Mekongu (sepia). |
Indochiny. Pierwsze skojarzenie: Pol Pot – Hitler Azji. Drugie skojarzenie: Mekong – potężna rzeka. Trzecie: wojna w Wietnamie. Inspiracje dla perfumiarza niemal tu żadne, ale jednak Pierre Guillaume dał radę złamać te stereotypy. Wziął chłopak dwie fotografie (w sepii) łodzi na wodzie i zrobił perfumy.
Kategoria – dymny jadalniak, czyli sporo cukru, dużo kruszonki i niespodziewanych zwrotów żywicznej akcji. Aplikacji na skórze towarzyszy niemal dźwięk miękkiego ciacha zderzającego się z szybą. To plus oczywiście, bo ja w ten sposób odbieram też L Lolity Lempickiej i jej wersję męską. Ufam, że wiecie o co chodzi. Różnica jest taka, że Indochine przy tym trochę ulepowatym początku ma też mnóstwo pieprzu. Wspaniałe zrobiona przestrzeń z czarnego…
Indochine 25. |
i zimne Bois d’Encens bez kadzidła za to z łakociami. Ta ingrediencja zachwyca. Wyobraźcie sobie tylko kościół z miodowego ciasta, gdzie zamiast olibanum spala się słodkie żywice, ale gdzie cały czas fruwa mnóstwo pieprzu.
Zachwyty są wielkie, ale na tym się kończą. Indochine w ciągu dwóch godzin przechodzi zmianę straszliwą. Z wielowymiarowego, całkowicie oryginalnego pachnidła wychodzi syntetyczna wanilia. Dymna nuta staje się płaska i nijaka, choć można ją utożsamiać z benzoinem. Cała magia początku znika. Jak z bicza strzelił. Na tym etapie mogę porównać Indochine już tylko do bardzo rozcieńczonego cukru waniliowego do pieczenia. Ale gdyby utrzymać klimat początku to kompozycja Guillaume byłaby murowanym kandydatem do Księżycowego Albatrosa. Szkoda, że tak wyszło.
Nuty: benzoin, miód, kardamon, czarny pieprz, drewno Tanakha
Rok powstania: 2011
Twórca: Pierre Guillaume
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody toaletowej zapłacimy 373 zł w perfumerii GaliLu.
Trwałość: dobra; około 7-8 godzin, ale zapach przyskórny i dyskretny
Fot. nr 1 i 2 z cafleurebon.com