Słyszeliście zapewne o japońskiej Ikebanie – sztuce układania kwiatów – zwanej również kado. Oprócz niej Japonia słynie z dwóch innych rytualnych twórczości: chado – ceremonii herbaty i kodo – rywalizacji kadzidła.
I właśnie tej ostatniej poświęcony jest Grisens. W wielkim skrócie napiszę, że gra polega na odgadywaniu woni kadzideł, które palą się w różnych kadzielnicach. Kwestie protokołu są tu rozwinięte ponad wszelką miarę, ale dziś nie o tym przecież.
Formuła Grisens jest prosta: naturalne kadzidło z wyspy Awaji plus drewno sandałowe. Jest to bardzo mało ścisły skład, gdyż Awaji to jedna ze stolic świata żywic. Na wyspie uzyskuje się ich ponad 100 rodzajów. Która zatem jest w kompozycji Pierre’a Guillaume? Tego pewnie nie dowiemy się nigdy, ale dla mnie pachnie to klasyczną żywicą otrzymywaną z Boswellia sacra – olibanum po prostu.
Nie będę Wam opisywał, że czuję tu japońskie świątynie, bo tak nie jest. Grisens pachnie klasycznym kadzidłem zmieszanym z dość topornym, ale interesującym drewnem sandałowym. Sandał stylem zbliża się do tego z Dark Aoud Montale. Nie przekracza jednak granicy ciężaru i pozwala kadzidlanym smugom lecieć w niebo jak w legendarnym Avignon. Zastrzegam jednak, że Guillaume nie wykreował popiołu. Czuć tylko żywiczy dym. To zasadnicza różnica.
Co ciekawe, kompozycja nie zmienia się zanadto w czasie. Trudno jednak nazwać Grisens zapachem wtórnym i nijakim. Połączenie zawiesistej i kremowej aury sandałowca z szybującym olibanum może się podobać.
Nuty: drewno sandałowe, kadzidło z Awaji (które na mój jest olibanum po prostu)
Rok powstania: 2011
Twórca: Pierre Guillaume
Cena, dostępność, linia: za 100 mL wody toaletowej zapłacimy 400 zł
Trwałość: słaba; około 4 godzin
Fot. nr 1 z dl-gov.jp
Fot. nr 2 z wikipedia.com