Upadły anioł, niszczyciel dobra. W interpretacji Xerjoff nie jest jednak prawdziwym duchem ciemności.
To klasyczna, męska kompozycja. Świetnie złożona. Ciekawie, nawet bardzo ciekawie grająca na skórze, ale wciąż nie dorastająca do nazwy „Mefisto”. Nie ma w niej mroku, beznadziei losu tego stworzenia. Nie ma w niej zła.
Cytrusy podbite różą ocierają się o mistrzostwo. Są świetliste, ale jakby przygaszone cienkim woalem czerwieni. W dodatku mam wrażenie, że bardziej pachną drewnem drzew niż samymi owocami. A to już wyraźnie ociera Mefisto o klasyczne, szyprowe akordy głowy. I choć producent deklaruje, że kompozycja należy do grupy fougere to nie jest to sprawa jasna. Lawenda, główny składnik warunkujący klasyfikację w tej rodzinie, spełnia swoją rolę na drugim planie. Oziębia perfumy. Nadaje im ambitnie świeży, może wręcz lekko mroźny charakter. Nie ma tu połączeń z kumaryną pochodzącą od tonki.
Baza Mefisto też jest nieprzeciętna, choć nie zaskakuje, ani nie przesuwa perfum w kierunku infernalnego mroku. Nuty drzewne są ostre, męskie, lekko kolońskie. Nie można odmówić im elegancji. Nie są frywolne i ani na moment nie popadają w masowe tony. Również syntetyczne utrwalacze nie są w Mefisto widoczne. Po 7, 8 godzinach wciąż czuć sandałowo-piżmową bazę.
Myślę, że marka Xerjoff sama w sobie nie ma na celu fundowania ekstremalnych wrażeń. Dobrym przykładem wyciszenie nut jest chociażby oudowo-drzewny Kobe. To jednak solidna, bardzo ciekawa zinterpretowana klasyczna strona perfumerii.
Nuty: cytryna, grejpfrut, bergamotka, róża, irys, drewno sandałowe, ambra, piżmo
Rok powstania: 2011
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 945 zł za 75 mL wody perfumowanej
Trwałość: dobra, około 7-8 godzin
Fot. nr 1 z hesmellsshesmells.com
Fot. nr 2 z aerodynamicist.com