Trzeci zapach marki La Martina właśnie pojawił się w Polsce. Sukcesu pewnie nie odniesie, ale dla mnie to perfumy ważne. Dość powiedzieć, że są olfaktoryczną interpretacją Ziemi Ognistej – największej wyspy Ameryki Południowej. Ale to nie wielkość świadczy o jej wyjątkowości.
Ziemia Ognista
Wyspa ta leży na samym krańcu kontynentu i podzielona jest między dwa państwa: Chile i Argentynę. To sprawia, że jest jedynym, dużym kawałkiem lądu na południowej półkuli, gdzie występuje klimat polarny (nie licząc Antarktydy). A to z kolei powoduje dużą odmienność, zarówno środowiska, jak i ludzi, którzy musieli się przystosować do trudnych warunków.
Jaganowie
Jeszcze do niedawna tereny te były miejscem występowania ludów pierwotnych, które ostatecznie zostały skolonizowane w drugiej połowie XX wieku (chociaż jedne źródła mówią o XIX, a inne, że ludy takie jeszcze występują na mniejszych wyspach archipelagu). Najbardziej znana jest historia Jaganów. To indiańskie plemię posługiwało się swoim własnym językiem i było uważane za najliczniejsze na Ziemi Ognistej. Większość życia spędzali na wodzie, polując na ryby i wydry. Głośno zrobiło się o nich w 2005 roku, kiedy zmarła przedostatnia, czystej krwi przedstawicielka plemienia. Dziś język jagański zna tylko jedna osoba, więc można uznać go za wymarły tak samo jak rzeczone plemię.
Ale Ziemia Ognista to też góry, góry będące przedłużeniem Andów. Góry niskie, ale za to wieloma lodowcami. Nie będę Was jednak tym zanudzał.
La Martina Tierra del Fuego
Sam zapach jest suchym szyprem. Na początku trochę dymny, później już przede wszystkim mszysty. Mam jednak wrażenie, że mech obrósł w tym wypadku dębowe pogorzelisko, a nie żywe rośliny. Całą kompozycja jest piaskowa, zimna, szorstka. Całkowity brak słodyczy powoduje, że Tierra del Fuego może być uznana za zapach trudny, choć w 100% męski. Z tym, że wyraźnie nawiązuje do epoki lat 80. i wczesnych 90. Broda tej kompozycji jest niemożliwa do zaprzeczenia, ale ma to swój urok.
Musujące nuty owocowe są na samym dnie, przysypane zwałami mchu. Pozwalają upatrywać szczątkowego podobieństwo do Aventusa, choć tutaj ilość mchu dębowego zwala z nóg. Aventus był pięknym, zrównoważonym zapachem z delikatnym tylko akcentem ananasów i porzeczek. Swoją drogą, piramidy nut dla obu perfum są takie same! Kto jednak oczekuję, że Tierra de Fuego będzie tańszym zamiennikiem, zawiedzie się.
Nuty: mech dębowy, jabłko, bergamotka, czarna porzeczka, ambra, nuty kwiatowe, nuty drzewne, ananas, przyprawy, wanilia, piżmo
Rok premiery: 2012
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa o pojemności 50 i 100 mL wraz z linią produktów uzupełniających; dostępna w Polsce
Trwałość: dobra, około 6-7 godzin
Fot. nr 2, 3 i 4 z www.chanatrek.com