Jean Claude Ellena to bez wątpienia mistrz. Człowiek wielki, płodny, zdolny. Sam siebie określa „pisarzem zapachów”, ale dziś przyglądam się jemu z innej perspektywy. Dla mnie jest ucieleśnieniem olfaktorycznego minimalizmu, piękna zrobionego z niczego.
W wywiadzie dla niemieckiego Spiegel przyznał, że faktycznie przeciwstawia się eklektyzmowi i zbytkom w perfumerii, również pod względem techniki tworzenia kompozycji. Do obecnego stylu, z jakim jest kojarzony, dążył latami. Jego pierwsze perfumy – First (premierę wcześniej miały Eau de Campagne dla Sisley, ale to First powstały przed nimi), zrobione dla Van Cleef & Arpels – były zbudowane w ponad 150 ingrediencji. Sam twórca osądził je jako zbyt przesadzone, niepotrzebnie skomplikowane. Za szczytowe osiągnięcie uznaje zaś Terre d’Hermes. Tu zabawił się tylko 30 składnikami.
W tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję. Ellena stwierdził, że w pracy dla Hermesa ceni niezależność, to, że jego zapachy nie muszą podobać się tłumom ludzi. Kreując First, chciał zadowolić wszystkich. Jego dzisiejsze dzieła mają sprawiać przyjemność nielicznym. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że to pewne mydlenie oczu. Wszak minimalistyczny Terre jest bestsellerem i na pewno trafia do większej ilości ludzi niż niegdyś First. Ale to tylko taka moja luźna dygresja.
Żeby zrozumieć, jak wielkim geniuszem jest ten perfumiarz można przeanalizować jego kolejne słowa. W jednym z wywiadów przyznał, że jego organy składają się zaledwie z 200 ingrediencji. To mało, bardzo mało. Większość perfumiarzy operuje zestawem złożonym z około 1000 składników. „Nosy” w Polsce mają zaś nawet 1500-2000 nabojów. W tym przypadku mniej znaczy więcej. I to dosłownie.
Bardzo podoba mi się też jego postrzegania zapachu, jak języka wszystkich ludzi na świecie, swoistego lingua franca. Nie jest jednak tak, że jest to język uniwersalny, dla każdego. Mistrz uważa, że trzeba się go nauczyć. Można oczywiście powiedzieć o perfumach „ładne-brzydkie”, ale rozumienie „słów” zawartych w kompozycji wymaga wrażliwości i umiejętności.
Białe, nienagannie wyprasowane koszule, które stały się znakiem rozpoznawczym Jean-Claude Ellena są również świetnym obrazem jego perfumeryjnego stylu. Dbałość o szczegóły, szlachetny minimalizm, ale też cichy luksusu – to właśnie wyznacznik jego umiejętności.
Przeglądając jego twórczość, wszędzie widzę tę bożą iskrę. Czy to w Eau Parfumée au Thé Vert, czy w Bigarade Concentrée, czy w Voyage d’Hermes. I choć ja sam nie przepadam za jego interpretacjami, to nie mogę nie zachwycić się ich kunsztem. Zapachy Ellena są malowane małym, twardym pędzlem. Krawędzie są ostre. Pojawiają się lekki pastele. Kto oczekiwał stada galopujących nosorożców, będzie zawiedziony. Pod tym względem Jean-Claude jest bratnią duszą Olivii. Nie mogę tylko zrozumieć jednej rzeczy – u Giacobetti styl ten wprawia mnie w zachwyt. U Elleny odwrotnie. Jestem jednak świadom, że to mój problem.
Jean-Claude Ellena uważany jest za najwybitniejszego z żyjących obecnie perfumiarzy. Wywodzi się ze znanej rodziny perfumiarskiej. Fach ten wykonywał jego ojciec, a wykonuje brat i córka. Ukończył najbardziej prestiżową szkołę dla perfumiarzy przy szwajcarskim Givaudan. W 1990 roku został jednym z członków-założycieli Osmothèque, międzynarodowego archiwum zapachów z siedzibą w Wersalu. Od 2004 roku jest wyłącznym perfumiarzem Hermes. Wcześniej tworzył m. in. dla Editions de Parfums Frederic Malle, L’Artisan Parfumeur, Cartier, Amouage, Bvlgari, Yves Saint Laurent, Sisley…