Jacques Guerlain w 1955 roku – wówczas prawdziwie wykonujący zawód perfumiarza |
To wcale nie znani perfumiarze robią perfumy
Jakiś czas temu na blogu pojawiło się kilka komentarzy, które traktowały o tym, jak to możliwe, że największe, najbardziej znane „nosy” tworzą zapachy ocenione na blogu na 1/10 lub 2/10. Alberto Morillas, Dominique Ropion, Thierry Wasser, Michel Almairac, Nathalie Lorson to elita olfaktorycznego świata, a jednak wyszło spod ich nozdrzy wiele tragicznych kompozycji…
Oczywiście, można na ten temat pisać długi elaboraty, ale pozostanę przy możliwie jak najkrótszej formie.
1. Perfumiarze gwiazdy, którzy dają perfumom tylko swoje nazwisko.
W języku francuskim funkcjonuje wyrażenie, które oznacza „perfumiarza-gwiazdę” (chyba to było w oryginale”nez celebre”). Taki kreator jest ambasadorem firmy, jeździ po świecie, spotyka się z prasą, prowadzi wydarzenia promocyjne i pozuje do zdjęć. Na kanwie przeszłych doświadczeń nie musi już niczego robić, a podpisuje swoim nazwiskiem prace innych, młodszych „nosów”. Zazwyczaj wącha finalne propozycje, czasami wtrąci swoje uwagi, ale często w ogóle nie uczestniczy w procesie twórczym, choć formalnie obwieszcza się go twórcą.
W dzisiejszych czasach taki status ma Thierry Wasser, który nie robi już żadnych kompozycji zapachowych. Dzieła Guerlain są owocami pracy dwóch osób – Delphine Jelk i Frederica Sacone’a.
Frederic Sacone i Delphine Jelk – praktyczni kreatorzy zapachów Guerlain |
Dominique Ropion – najważniejsza postać koncernu IFF – obiektywnie rzecz ujmując najzdolniejszy i najlepszy z obecnie żyjących perfumiarzy; po sukcesie La Vie Est Belle leży i pachnie. Osobiście zajmuje się tylko wybranymi zleceniami, a przy większości ledwie kontroluje pracę młodszych twórców.
Jednym z nielicznych projektów, które własnym nosem tworzyła Nathalie Lorson (z firmy Firmenich) w ostatnim czasie były perfumy Maison Violet. I to nie z powodu budżetów, ale osobistej sympatii kreatorki dla tego przedsięwzięcia.
I tak można mnożyć, mnożyć i mnożyć.
W ostatnich latach coraz więcej firm stawia na własnych perfumiarzy-gwiazdy i to prowadzi do pewnych patologii, o których niebawem napiszę parę słów więcej. Wówczas coraz mniej liczą się umiejętności twórcze, a np. uroda, bo taki „perfumiarz” ma być ambasadorem marki, a nie chemikiem, który w laboratorium będzie mieszał… Oczywiście są też pozytywne wyjątki, o których wspomniałem w punkcie 2.
2. To „dyrektorzy kreatywni” kierują pracą perfumiarzy, czyli „klient jest naszym panem”
Kiedy Jean-Claude Ellena tworzył dla Hermesa, kiedy Francois Demachy miesza dla Diora, a Olivier Polge dla Chanel, to finalne zdanie ZAWSZE ma ktoś z ramienia marki, kto analizuje zapach pod kątem sprzedażowym.
Poniżej zobaczycie film (w polskim lektorem), w którym przedstawiono ten proces. Uwierzcie mi, że marka Hermes daje tak dużo wolności swoim perfumiarzom, jak żadna inna.
W praktyce nikt nie ma wolnej ręki, choć wybitny perfumiarz potrafi przekonać markę do swoich racji.
Wiele marek reklamuje się hasłem „totalnej wolności dla perfumiarzy” (np. Editions de Parfums), ale kiedy poszukamy głębiej, to okazuje się, że właściciel marki zawsze ocenia, doradza, ma swoje wizje – i tak jest w przypadku wspomnianego EdP.
Jest też druga sytuacja, w której klient ma jasną wizję: „ma być łatwe do sprzedania, podobać się i być tanie”, a do tego żąda podpisu perfumiarza („perfumiarza-gwiazdy”, o którym wspominałem w pierwszym punkcie) pod tym „dziełem”. I to jest właśnie główny powód tego, że rynek zalewa masa podobnych, wtórnych, chemicznych pachnidełek, które ubrane w logo najbardziej znanych marek imitują poczucie luksusu.