W kategorii flakonów marka Boucheron mogłaby stanąć w szranki z najlepszymi firmami. Nie powinno to dziwić, ponieważ jubilerski rodowód zobowiązuje. Z zapachami bywa różnie. Raz jest lepiej, raz dramat sięga dna.
Boucheron Quatre en Rouge to najnowsze dziecię Francuzów wykonane zresztą przez koncern Inter Parfums, o którym wspominałem ostatnio przy okazji perfum Balmain. Jednocześnie zapach jest trzecią wariacją na temat klasycznych Quatre Femme. Jej czerwień zaś ma nawiązywać do chińskiej kultury, witalności i powodzenia. Co więcej, próbowano włożyć ten kolor do samej kompozycji. Stąd w spisie nut róże, czerwone jabłka i malina.
Efekt jest jednak masakrycznie tani. Na początku Quatre en Rouge jeszcze nie pachnie najgorzej, ponieważ tony owocowe są dość wyraźne i podbite cytrusami. Całość zdaje się żyć i w pewnym stopniu zmieniać. To trwa jednak góra pięć, dziesięć minut. Później spadamy w przepaść. Najpierw jeszcze zahaczamy o element ulepności. Następnie Boucheron zabiera nas w tragicznie zakurzone, syntetyczne utrwalacze, które imitować mają olejki drzewne, piżmo i ambrę.
Trzeba natomiast podkreślić, że baza tych perfum nie pozwoliłaby powiedzieć, że to produkt luksusowy. Fundamenty na tym poziomie możemy znaleźć nawet w najtańszych podróbkach.
W ramach ciekawostki dodam, że Boucheron anonsuje użycie kilku składników naturalnych w tej kompozycji: mandarynki, bergamotki, róży, irysa i paczuli. I tak zapewne jest. Zapomnieli tylko dodać, ile ich użyli. To znaczy, że są to ilości marketingowe, czyli tak małe, że nawet zawodowy perfumiarz nie wykryłby ich swoim nosem. Jednocześnie pozwalające obwieszczać światu, że Quatre en Rose zawiera składniki naturalne.
Opinia końcowa o perfumach Boucheron Quatre en Rouge
Jest to najsłabsze ogniwo linii Quatre. A szkoda, bo poprzednik – Quatre en Rose – był dobrą prognozą. Polecam testy blotterowe, bo szkoda marnować nadgarstki na takie coś, kiedy wokół wiele ciekawych perfum do odkrycia.