I w końcu doszliśmy do najciekawszej, moim zdaniem, premiery z całej trójki wód perfumowanych, które debiutowały w 2018 roku (były jeszcze dwa ekstrakty: Musc Pallida i Cardamusc).
Hermessence Cedre Sambac poświęcono mariażowi drewna cedrowego i jaśminu. Kwiatowych tonów w czystej postaci jednak tu nie uświadczymy, ponieważ Christine Nagel postawiła na kreację drewniaka. W swojej kategorii są to perfumy absolutnie zjawiskowe, niepodobne do żadnych innych.
Cedr został tu przedstawiony w ultranaturalnej formie. Jest autentycznie piękny, nieco maślany, kremowy i suchy. Pachnie dokładnie tak jak prawdziwy olejek cedrowy (a nie zamienniki w stylu „olejku z cedru wirginijskiego”. Nie jest jednak tak, że Cedre Sambac to prosty drewniak. W przeciwieństwie do różanych Myrrhe Eglantine, tutaj na dalszym planie pojawia się wiele innych akordów, które sprawiają, że wąchanie perfum staje się przyjemnością.
Na pewno za taki obraz odpowiadają kwiaty, choć ich forma nie jest zwykła. Przypominają mi nieco jaśmin z micallefowego Gaiaca. Kwiat też jest tutaj ciepły, wygrzany. Ma moc generowania pewnej słodyczy, która jednak nie staje się ulepem. Tonów zwierzęcych lub „kwiatkowych” nie zauważam. Ten jaśmin idealnie podkreśla kremowe tony cedru, a mógłbym się posunąć do przypuszczenia, że towarzyszy mu też tuberoza.
Jeśli powąchacie Cedre Sambac 30 sekund po aplikacji i 5 godzin później, to wciąż będziecie wiedzieć, że to te same perfumy. Jednak w ramach swojego tematu głównego tworzą niezwykłą opowieść. Testując je dokładniej można też dojść do wniosku, że istotną składową jest drewno sandałowe. Niestety, oficjalne spisy nut są bardzo skąpe i pozwalają rozwiać wątpliwości w tym zakresie.
Opinia końcowa o Hermessence Cedre Sambac
Bardzo, bardzo dobre perfumy drewniane. Wierzę, że mogą stać się ulubieńcem dla kogoś, kto lubi cedr.