Tom Ford miał to wyjątkowe szczęście, że stworzył jedną z najbardziej cenionych marek perfumeryjnych na świecie. Dobra passa zaczęła się od legendarnych dzisiaj Black Orchid.
W tym roku firma przedstawiła nową odsłonę, która anonsowana jest jako najmocniejsza ze wszystkich – Tom Ford Black Orchid Parfum. Pozostając przy kwestiach teoretycznych wspomnę, że w oficjalnych materiałach znajdziemy informację o wzbogaceniu kompozycji o widoczne niuanse ylang ylangu oraz rumu (w naturalnej odsłonie: odpowiednio olejku i absolutu).
Od razu po aplikacji, bez cienia wątpliwości rozpoznamy, co to za perfumy. DNA Czarnej Orchidei stanowi nie tylko kanwę, ale również wypełnienie nowej wariacji. To zaś pozwala powiedzieć, że osoby „uczulone” na ten, bądź co bądź, charakterystyczny akord, tutaj go nie unikną. Przyznam nawet, że dla użytkowników innych kompozycji wersja Parfum może być trudna do odróżnienia od Eau de Parfum. To trochę tak jak z Coco Mademoiselle EdP i EdP Intense – wiele osób czując je na innych nie rozpoznaje nowszej wariacji, ale identyfikuje ją z klasykiem.
Tom Ford Black Orchid Parfum nie pachną wcale mocniej, dłużej i ciekawiej niż Eau de Parfum. Są nieco inne, lecz to drobiazgi. Wydają się bardziej wygładzone, nie tak bezkompromisowe. Wszystkie „trudności” pierwowzoru zdają się być oszlifowane i ukryte pod warstwą słodyczy. Moc kompozycji z pozoru wydaje się większa, ale tylko na początku. Po 5-6 godzinach, gdy Woda Perfumowana miotała zapachowymi smugami, odsłona Parfum staje się przyskórna i, co najważniejsze, przykryta jakimiś syntetyczno-drzewnymi utrwalaczami, których nie ma w pierwowzorze (oczywiście, elementy piękne, ambitne i ciekawe dominują – to nie jest tak, że nagle się nam jakaś niska półka robi). Wspomnę jeszcze, że zwiększony ładunek słodyczy sprawia, że skojarzenia w Velvet Orchid również nie będą błędem – choć z czasem nowa mikstura traci sporo ze swojego cukru.
Opinia końcowa o perfumach Tom Ford Black Orchid Parfum
Zatem mamy wersję bardzo podobną do klasyka. Mniej w niej niszowych brzmień (ziemistość, ostrość, kakaowość) a więcej słodyczy (kwiaty, cień smakowitości). Różnice te są jednak niewielkie według mnie i tylko w minimalnym stopniu wpłyną na ocenę końcową.