Skuszony nazwą sięgam po premierę sprzed dobrych kilku lat
Collistar Uomo Vetiver Forte to nie są jednak perfumy wetiwerowe, czego oczekiwałem po nazwie. W noszeniu globalnym można je rozpatrywać, jako próbę połączenia wielu, topowych męskich pachnideł. Mamy tu dosłownie wszystko. Pojawia się nuta zasłodzonego tytoniu a’la Dolce&Gabbana The One for Men, mamy wątki fryzjerskiej lawendy rodem z Jean Paul Gaultier Le Male. Postulowanie podobieństwa do klasycznej, granatowej „Dolcegabbany” nie będzie błędem. Zresztą to samo tyczy się Versace Eros.
To zapach słodki, ulepkowy i bardzo plastikowy w wydźwięku. Już od pierwszej aplikacji mamy wrażenie, że oblewamy się płynnym, rozgrzanym polietylenem albo zanurzamy w kadzi ze stopionymi obudowami z wypalonych zniczów. Po chwili dochodzi do tego akord podróbkowego fougere z lawendą, kumaryną i przyprawami. Można też poczuć syntetyki imitujące drewno sandałowe, które jednak oficjalnie nie są w składzie deklarowane. Skojarzenia z tonikami z zakładów fryzjerskich też mogą wystąpić.
Twórczyni tej kompozycji – Nadege le Garlantezec – co pół godziny dosypuje porcję słodzików. Jak już wydaje się, że coś wytrawnego pojawi się w Uomo Vetiver Forte, to zaraz poziom słodkości wzrasta. Natomiast niewątpliwym plusem tych perfum jest to, że nie są płaskie i zmieniają się na skórze. Są jednak w każdym momencie toporne, mocne, zwalające z nóg plastikową słodyczą.
Opinia końcowa o perfumach Collistar Uomo Vetiver Forte
Taki słoń oblepiony porcją słodzików. Nazwa bardzo myląca – jeśli ktoś oczekuje wetiweru, to tutaj go nie znajdzie.