Wiosenna nowość to zapach ciekawy, co najmniej.
Po dłuższych testach rozumiem porównania perfum Carolina Herrera Very Good Girl do Angel Nova, ale już na wstępie mogę napisać, że łączą je jedynie nuty, a nie sam poziom kreacji. Zakładam również, że na nową wersję posypie się grad negatywnych opinii spowodowany brakiem podobieństw do klasycznych (i w swojej klasie bardzo dobrych) Good Girl Eau de Parfum. Ten zapach stanowi zupełnie nowy początek.
Jest to woń owocowa, ale słodko-cierpkawa, a przy tym zachowująca dwie ważne, pozytywne cechy: zmienność i naturalność. Co więcej, oficjalnie deklarowane są w niej tylko nieliczne nuty, a podczas noszenia codziennego można ich dowąchać się jeszcze kilka, np. jaśmin, piżmo, pieprz, paczula. Zapach pozostaje jednak cały czas radosny, lekki, dziewczęcy. Nie ma wielkiej mocy i nie paraliżuje otoczenia, ale w kategorii lekkich interpretacji różano-owocowych wyróżnia się bardzo na plus.
Sama kreacja róży wymaga oddzielnego akapitu. Quentin Bisch i Louise Turner odebrali tu wiele z ciężkości kwiatu. Mamy zatem zredukowane elementy konfiturowe, likierowe i słodkie. Róża nie jest też pudrowa i otumaniająca. Co więcej, nie ma w niej też charakterystycznej frakcji zielonej, którą można często poczuć w czystych esencjach. Została lekko kwaskowa, musująca czerwień o nieco owocowym wydźwięku. Przy całej przyjemność i łatwości w odbiorze jest to akord, którego nie spotykamy często w perfumerii. Punkty do oryginalności zbiera też cień czegoś mydlano-świeżego, który w róży pojawia się po kilku godzinach.
Baza nie razi taniością. Delikatnie się wysładza, ale frakcje początkowe pozostają wyczuwalne.
Opinia końcowa o perfumach Very Good Girl
Kompozycja nie pachnie chemicznie nawet w bazie, choć kreacja tego typu wymaga solidnego wsparcia składników syntetycznych. Tutaj połączono je jednak w stylu, który wymaga olbrzymiej wiedzy. Carolina Herrera Very Good Girl to po prostu bardzo, bardzo dobry zapach pod każdym względem, choć totalnie odmienny od pierwowzoru.