Perfumy poświęcone kwiatom frangipani
Nuta ta nie jest najpopularniejszą, która występuje w zapachach. Frangipani to bowiem kwiat mało znamy, który łączy w sobie aromat tropikalnej zieleni i kremowość ylangu, a przy tym nie ma tonów zwierzęco-skórzanych – co dzieje się w przypadku np. jaśminu. Bardzo często podawany jest na sposób rześki i świeży (np. Ormonde Jayne Frangipani). Natomiast kompozycję Serge Lutens La Dompteuse Encagee rozpatrywałbym w kontekście perfum mocnych i odurzających – są dla frangipani tym, czym A La Nuit dla jaśminu czy Tubereuse Criminelle dla tuberozy – mocną siekierą, a nie lekkością i zwiewnością.
Jest też druga strona medalu. Tym razem Serge Lutens podstawia nam pod nos wodę o dużej sile, ale bez siły wyrazu. Jest prosto, mało niszowo, ale też dość ładnie. Do poziomu klasyków tej marki się nie zbliżamy, ponieważ La Dompteuse Encagee pachnie jednostajnie, nie popada w kwiatowe szaleństwo. Oprócz mocno zarysowanego frangipani, mamy też tony olejkowo-tropikalne, które dobrze komponują się z naturalnie występującymi w tym kwiecie wątkami słonecznymi. To jest, co oczywiste, zaleta.
Zmienność perfum jest mała i cały czas wiemy, że mamy na sobie jeden zapach. Jeśli ktoś oczekuje wrażeń na miarę Poison, Poeme czy kwiatowych klasyków, to pewnie się zawiedzie. Nie jest to też propozycja, która nawiązałaby walkę z najlepszymi kwiatowcami obecnych czasów. Natomiast kolejnym, bardzo znaczącym plusem jest to, że nosząc ją na sobie odczuwamy po prostu przyjemność. Sam pomysł „stężenia” frangipani i prezentacji go w takiej formie jest również oryginalny, bo chyba nie wąchałem tego typu produktu wcześniej.
Opinia końcowa o perfumach Serge Lutens La Dompteuse Encagee
Ciekawy pomysł, choć wykonanie średnie. Polecam testy, ponieważ perfumy te nie pachną, jak zawsze myślimy o frangipani – mają zatem wartość edukacyjną. I w gruncie rzeczy są lepsze niż gorsze.