To druga interpretacja wspaniałego klasyka (obok Eau Poivree) i przyznam, że jedna z bardziej oczekiwanych przeze mnie premier tego roku
W tej rodzinie doceniam fakt dużej odmienność flankerów od pierwowzoru. I tym sposobem, również Hermes Twilly d’Hermes Eau Ginger przedstawia nam wrażenia, których próżno szukać u dwóch poprzedników. Chyba jednak nie posunąłbym się do stwierdzenia, że to kompozycja imbirowa na wskroś, choć faktycznie nutę tę poczujemy wyraźnie. Wydaje mi się jednak, że Christine Nagel nie tyle uwypukliła sam imbir, co zmniejszyła znaczenie innych akordów. Nuta kwiatowa nowego Twilly jest subtelna, czysta, nieco pralniana. Obawiam się, że nie zgadłbym piwonii w składzie. To raczej wrażenie jakiegoś powiewu kosmetycznej kwiatowości, ale na szczęście o przyjemnym, dość naturalny i nietanim wydźwięku.
Nuta imbirowa jest dość złożona wzorem klasycznej Twilly Eau de Parfum. Jest jednak przedstawiona inaczej. Na początku przypomina imbir zmieszany z cytrusami, później zyskuje słodycz, ale chyba nie aż tak, żeby mówić o wersji kandyzowanej. Jest to nuta w odsłonie słonecznej, lekkiej, bez agresywnych niuansów. W początkowych chwilach może się wydawać, że Twilly d’Hermes Eau Ginger są faktycznie bardziej imbirowe od protoplasty, lecz po dłuższym czasie zdajemy sobie sprawę, że moc nowej wersji jest mniejsza, a imbir po prostu mocniej wyeksponowany kosztem innych składników.
Baza jest dość miałka, zwłaszcza przy porównaniu „nadgarstek do nadgarstka” z klasykiem. Chociaż z założenie to miały być perfumy na lato, a więc takie do częstej i obfitej aplikacji. Stąd może wynikać taka konstrukcja i całkowity brak ciepłego, a’la tonkowego dźwięku znanego z pierwszej Twilly.
Opinia końcowa o perfumach Hermes Twilly Eau Ginger
Poprawna kompozycja, ale nie odczułem tutaj zapachowego olśnienia, które towarzyszyło testom pierwszej wersji.