Brutalna prawda jest taka, że 90% męskich premier mainstreamu to koszmarne klony zbudowane na podłych i tanich molekułach
Zazwyczaj, jeśli szukamy dobrych perfum męskich, to musimy buszować wśród najniższych półek w nadziei złowienia klasyków (te nawet po zmianach formuł wciąż prezentują się dobrze, bardzo dobrze lub genialnie) lub sięgnąć po igłę w stogu siana nowości. W tym roku na blogu pojawiło się kilka takich recenzji (trzy, jeśli się nie mylę), a dzisiaj czas na kolejną – Kenzo Homme Eau de Toilette Intense.
Kompozycja nie ma wiele wspólnego z klasyczną odsłoną Kenzo Pour Homme z 1991 roku. Nie jest też „aż” tak wybitna, ale na standardy współczesnych czasów może być rozpatrywana jako dzieło sztuki. To zapach drzewny, zbudowany na kanwie akigalwood i wetiweru, czyli połączenia znanego choćby z Essential Parfums Bois Imperial. Obie propozycje mają wspólny sznyt i czuć, że robił je ten sam perfumiarz.
Mamy tu ciekawie zarysowany wątek morski, a w zasadzie „jeziorny”. Quentin Bisch postawił na zrobienie aromatu słodkowodnego, nieco owocowego, który można przyrównać klimatem do tych z Davidoff Cool Water czy Light Blue. Akord ten nie ma w sobie słonych lub wodorostowych elementów. Nie ma też charakterystycznego elementu jodowego i mszystego, który pojawił się w pierwszej odsłonie. W praktyce motyw ten jest oryginalny i chyba jeszcze nie wąchałem takiej interpretacji tonów wodnych. Można też dopatrzeć się tutaj pewnych niuansów melonowo-ogórkowych, ale w tak małym natężeniu uważam to za zaletę.
Zapach nie jest bardzo zmienny, ale w bazie wyraźnie poczujemy akord metaliczny i właśnie drzewno-wetiwerowy. W poczet plusów zaliczam to, że nie obcuję z kolejną kopią akordu zakurzonego i tragicznie płaskiego. Choć w Kenzo Homme Eau de Toilette Intense czuć molekułowy charakter, to nie razi to nosa, a wręcz wywołuje zaciekawienie. To takie trochę elektryczne drewno.
Opinia końcowa o perfumach Kenzo Homme Eau de Toilette Intense
Cieszę się, że po wielu beznadziejnych reinterpretacjach w końcu doczekałem się wartościowej kompozycji w rodzinie Kenzo Homme. Podkreślam jednak, że tegoroczną edycję z klasykiem łączy tylko pewna zbieżność klimatu, ponieważ same aromaty bazują na zupełnie innych składnikach.