Od bardzo długiego czasu, to pierwszy zapach Jo Malone, który testowałem dłużej niż jeden dzień, ale nie dlatego, że zwrócił moją uwagę po pierwszym spotkaniu. Po prostu miałem możliwości wzięcia próbki z nowej kolekcji i zasugerowałem się wyłącznie nazwą (wydała mi się najciekawsza z całej serii)
Kompozycja ta potwierdza to, co o Jo Malone myślę od lat. Zawsze unikałem prezentowania swojej opinii o tej firmie, ponieważ wiem, że wiele osób ją lubi. Przyznam, że ja sam raz czy dwa uległem ich urokowi pakowania i kupiłem jakieś świece i perfumy. Niestety, poza nielicznymi, bardzo nielicznymi wyjątkami, Jo Malone to (według mnie) perfumy półki drogeryjnej ze wspaniałym marketingiem. To taka sama historia jak z Byredo, Zarko czy innymi, tego typu przedsięwzięciami.
Zapach Jo Malone Forest Moss pachnie jak lżejsza, bardziej rozcieńczona losowa premiera marki Hugo Boss z linii Hugo. Całość skręca w męską stronę, ma syntetycznie zielone, zakurzone i nieco wodne brzmienie. Co więcej, rozwój w czasie polega na tym, że słabnie moc, a wrażenie węchowe jest niemal niezmienne. Obok „lasu” i „mchu” to nawet nie stało. Poziom kompozycji zapachowej to coś na kształt wód Adidasa, choć nawet tam zdarzają się lepsze pozycje.
Opinia końcowa o perfumach Jo Malone Forest Moss
Tragedia miałkości.