Riviera Verbena rozpoczyna się soczyście zieloną nutą, w której mięta genialnie gra z nutą werbeny. Można się naprawdę zachwycić
Niestety, wrażenie to jest ulotne i złudne, ponieważ już po pół godzinie od aplikacji na skórze zostaje koktajl drzewno-piżmowych utrwalaczy w jakiejś mdło-zakurzonej formie. I o tyle jest to dziwne, że wszystkie perfumy Nicolai zachwycały swoimi bazami. Każda z premier ostatnich lat rozpoczynała się elementami tytułowymi, a później roztaczała opowieść na kanwie różnych nut. Bazy perfum Nicolai pozostawały szlachetne, pięknie wieńczyły kompozycje. Dotyczyło to nie tylko zapachów z kolekcji Intense (jak Baikal Leather i Poudre de Musc), ale też tych świeższych, stereotypowo wiosenno-letnich jak Rose Royale, Angelys Pear czy Eau de Yuzu.
Nicolai Riviera Verbena to najsłabsza premiera od wielu, wielu lat. Pamiętam, że kiedyś, jakoś między 2000 a 2010 rokiem marka wypuściła kilka słabych zapachów, które były jakby próbą wejścia w mainstream. Szczęśliwie szybko zostały wycofane (oprócz Cedrat Intense), a Patricia skupiła się na tworzeniu swoich genialnych, naturalnie brzmiących i bajkowych mikstur. I właśnie Riviera Verbena jest takim nawiązanie do przeszłości, czymś a’la mainstreamowym.
Konstrukcja tego produktu jest prosta, rodem z męskich, sportowych woni. Początek mocny, zachwycający i miły, a później szybka utrata parametrów i przejście do totalnie nijakiej bazy.
Opinia końcowa o perfumach Nicolai Riviera Verbena
Przyznam, że dla mnie to pierwsza tak niemiła premiera odkąd marka jest w Polsce. Efekt może być spotęgowany tym, że Poudre de Musc w swojej kategorii było zapachem fenomenalnym i zrobionym z dbałością o każdy detal, nawet w bazie. Bardzo ciekawie wypadł też zapach do wnętrz – Verbena Vera – stąd byłem prawie pewien, że perfumy podążą tą ścieżką…