To nowa, taka na wpół niszowa kolekcja, która w bardzo wąskiej dystrybucji pojawiła się w Polsce w ubiegłym roku
Teraz jednak jej dostępność bardzo wzrosła, więc postanowiłem zatrzymać się przy tych kompozycjach. Są one na pewno warte testów i poznania. Zacznę może od perfum Ermenegildo Zegna Verdigris. To bez wątpienia pozycja, która zrobiła na mnie największe wrażenie, choć nie jest ono do końca pozytywne. Mamy tu bowiem do czynienia z bombą.
Po aplikacji wybucha na nas miks wszystkich, najbardziej chemicznych nut męskiej perfumerii. Mamy zatem akordy ozonowe, wodne, metaliczne, zakurzono-drzewne i mleczno-lakierowe. Na dodatek wszystko ma takie stężenie, że dosłownie zwala z nóg. Ten zapach jest po prostu straszny, ale jednocześnie zapada w pamięć. W praktyce mamy połączenie dawnych limitowanek Light Blue, Mexx Ice Touch z cieniem fiołka w męskiej odsłonie (a’la Fahrenheit) i tonami zakurzonych, drewienek. Wydźwięk całości przypomina perfumy sportowe, bo właśnie w tego typu kompozycjach znajdziemy te akordy. Jednocześnie gdybym podczas wysiłku fizycznego był otoczony czymś takim jak Verdigris, to podejrzewam, że nie mógłbym opanować nudności.
Opinia końcowa o perfumach Eremegildo Zegna Verdigris
To jest zjawisko, bo Ermenegildo Zegna przestawił najbardziej masowe i najtańsze nuty współczesnych perfum w odsłonie wzmocnionej i zapadającej w pamięć. Dla mnie te perfumy są okropne (to akurat moja subiektywna ocena), ale myślę, że dla osób lubujących się np. w Mexx Ice Touch, może to być święty graal. Tutaj znajdziemy bez porównania większą moc samej kompozycji i znacznie więcej tych wszystkich „niebieskich” molekuł.
Jednocześnie pragnę zaznaczyć, że tego typu akordy można przedstawić z klasą i jakością, czego dowodzi chociażby Armani Acqua di Gio (wersja klasyczna i żadna inna) czy najnowsze dwie limitowanki Dolce&Gabbana Light Blue Pour Homme (tutaj z kolei flanery pachną lepiej).