Czasami przed napisaniem recenzji czytam, co inni napisali o danych perfumach. I tak właśnie było w przypadku tego zapachu
Najpierw jednak były testy w perfumerii. Pamiętam, że jeden ze znajomych powiedział mi przy kolejne próbie, że Hermes Terre d’Hermes Eau Givree to „nie ciekawego, bo pachnie jak siuśki kota”. Przyznam, że kotów nigdy nie miałem, więc tej kwestii nie rozwiążę. Wiem jednak, że podobne opinie zbierały wcześniej perfumy bazujące na nucie grejpfruta z koronnymi Guerain Pamplelune. I ja sam za każdym razem też czułem tu grejpfruta, którego w spisie nut jednak próżno szukać.
Christine Nagel mówi o zmrożonym cytronie, ale na ten składnik sam bym nie wpadł. Później przeczytałem opinie innych osób i wiem, że większość osób również widzi w tym Hermesie wspomnianego grejpfruta. W sumie to dobry omen, bo ja tę nutę uwielbiam w męskich perfumach – zwłaszcza, jeśli jest wysokiej jakości, jak np. w dwóch ostatnich limitowankach Dolce & Gabbana Light Blue Pour Homme. Co więcej, nowe Terre utrzymuje to grejpfrutowe wrażeni dość długo, nawet 2-3 godziny, co jest wynikiem dobrym, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to nuta cytrusowa, niezmiernie lekka.
Później wkraczamy w obszar klasycznego Td’H, ale w wersji zubożałej, takiej masowo-taniej. Na tym etapie Terre d’Hermes Eau Givree pachnie jak gdyby ktoś próbował zrobić ekonomiczną podróbkę klasyka. I to nie chodzi o to, że jest lżej, a moc spadła. Po prostu czuć taniość w bazie, która nie występowała u poprzedników.
Opinia końcowa o perfumach Hermes Terre d’Hermes Eau Givree
Do premier marki Hermes podchodzę z wielkim szacunkiem, ale akurat Eau Givree uważam za ledwie przeciętne. W tych klimatach zdecydowanie bardziej polecam wspomniane już edycje od D&G.