Czas zatem na debiut perfum tej brytyjskiej marki na moim blogu
Roja Parfums Apex to kompozycja na wskroś męska, to czuć od razu po aplikacji. W przeciwieństwie jednak do wielu innych zapachów tej firmy, operuje na składnikach dość bezpiecznych, mainstreamowych można rzec. Apex jest połączeniem tego, co było w męskiej perfumerii lat 70. z tym, co występuje dzisiaj, czyli molekułami ambrowo-piżmowymi i słodyczą przyprawowo-drzewną. Sam ten koncept jest ciekawy, a wykonanie ponadprzeciętne, chociaż jakość składników nie jest najwyższa, co dla takiej marki jest zaskakujące.
Podczas pierwszego testu od razu nasunęły mi się skojarzenia z Ralph Lauren Polo i akordem choinkowym, który wtedy rządził na sklepowych półkach. Ten vintage-sznyt bardzo mi się podoba, ale dotyczy tylko części nut. Spora część Apex jest nowoczesna, wręcz selektywna. Znajdziemy tu akordy skórzane, mszyste, trochę kadzidła i jałowca. Poziom zieleni jest naprawdę duży, choć wszystko pokryte jest filtrem leśnego mroku.
Do tego musimy dodać kluczowy efekt, którego po spisie nut raczej nie wywnioskujemy. To cukier. Słodycz Roja Parfums Apex jest niepodważalna i mocno zaznaczona od początku do końca. To właśnie to zjawisko sprawia, że perfumy odbieramy raczej przyjaźnie, a pozornie ostre i trudne nuty są łagodne podczas noszenia. Na początku odczucie to generują owoce, później przechodzimy w bardziej klasyczną słodycz cukru.
Pozwalam sobie jednak zauważyć, że zapach trzyma poziom przez cały czas. Nawet w głębokiej bazie, kiedy wyraźnie pokazują się frakcje ambrowo-piżmowe, to nie wchodzimy w obszary tragedii. Wręcz przeciwnie, kompozycja trzyma się akordu zielonego, nabiera ciepłego, bursztynowego charakteru, gdzieś muska może klimaty dawnego zakładu golibrody.
Opinia końcowa o perfumach Roja Parfums Apex
Bardzo dobrze zmieszana mikstura, która łączy dawne akordy ze współczesnością. Wierzę, że spodoba się wielu panom, dla których klasyczne Polo jest nie do przejścia w XXI wieku, a jednocześnie nie poszukują jakichś totalnie niszowych brzmień.