Dzisiaj pora na drugą z ubiegłorocznych nowości marki Hudy Kattan (pierwszą było Lovefest Burning Cherry 48)
Kayali Vanilla Royale Sugared Patchouli 64 pachnie ciekawiej, bardziej niszowo i zmiennie od klasycznej Wanilii. Pierwowzoru nie testowałem dokładnie, ponieważ raził mnie taniością, a tutaj już od pierwszej sekundy czuć znacznie wyższą jakość. Od razu rzuca się też w oczy naturalnie brzmiąca paczula. To znaczy, że widzimy jej charakterystyczne aspekty: ziemistość czy gorzką kakaowość. Natomiast o tym, że kompozycja Kayali jest bardzo dobra świadczy to, że każdą z nut zmodyfikowano w ciekawy sposób. I powiem więcej, w tych perfumach znane i oklepane motywy są zinterpretowane na nowo. Plus za oryginalność jest więc zasłużony w 100%.
Paczula oprócz tego, że jest paczulą, pachnie też dymnie, zdaje się naprawdę pokryta skarmelizowaną warstwą, pod którą czuć aromat palonych kwiatów, żywic i drewna. Czasami pojawi się cień goryczy, kiedy karmel lekko się nadwęgli. Później zaś paczula potrafi stać się puchata i miękka, słonecznie-ciepła. Na żadnym etapie nie wchodzimy jednak w obszary „taniopaczulowe” rodem z niskiej, średniej półki. To samo tyczy się zresztą wanilii, która gra o kilka poziomów wyżej niż w poprzednich perfumach Kayali.
Być może pewną niedogodnością będzie fakt, że Vanilla Royale Sugared Patchouli 64 jest monotematyczną propozycją, ale nie rozpatrywałbym tego w kategorii wad. Obraz paczuli jest bowiem bogato zdobiony i w ramach tego tematu ma dużo wątków pobocznych. To sprawia, że z każdą chwilą możemy wyłuskać z kompozycji coś nowego.
Jednocześnie składniki nie są wyczuwalne solo (poza paczulą i wanilią, ew. tonką). Spis nut jest niezmiernie bogaty, ale wszystko jest dobrze zmieszane i do nosa trafiają już bardziej złożone wrażenia – np. coś dymnego, słodkiego, drzewnego, ciepłego, a nie konkretnie oud, bób tonka, róża czy rum.
Opinia końcowa o perfumach Kayali Vanilla Royale Sugared Patchouli 64
Bardzo, bardzo dobra wariacja na pozornie oklepany i nudny temat.