Druga z tegorocznych nowości pachnie już naprawdę wiśnią
Tom Ford Cherry Smoke to perfumy, w których nuta tytułowa jest wyraźna i bez dwóch zdań zgadniemy, co nam pachnie już od pierwszej chwili po aplikacji. Co więcej, kompozycja nie prezentuje się prosto lub infantylne, a sprawia wrażenie dopracowanej. Wszystkie elementy zdają się ułożone w przemyślany sposób. Ten sposób konstrukcji żywo przypomina mi Plum Japonais. Nie mówię o samym zapachu, ale właśnie o złożeniu składników.
W Cherry Smoke mamy wiśnię na kadzidlanym tle. W spisie nut nie ma tego napisane wprost, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, że w kompozycji użyto zarówno labdanum lub/i innych żywic o ciepłym, dymno-ambrowym tonie. Czasami w nosie pojawia się wrażenie oudu, a innym razem perfumy wejdą w szyprowy, leśno-ściółkowy obszar. Warto zaznaczyć, że ten obszar nut drzewnych trwa od początku do końca i stanowi integralne tło dla akordu wiśniowego.
Inne wątki pojawią się na krócej i nie zmieniają ogólnego charakteru produktu. Skórzany osmanthus (wończa wonna) jest istotnym elementem, który wzbogaca wrażenie „owocowości” o tony jasne, przyjazne, trochę malinowe, ale nie przeważa nigdy nad wiśnią. Deklarowany w składzie cypriol również nie wprowadza dysonansu i nie wchodzi na pierwszy plan, choć na pewno stanowi istotną część w wymienionym wcześniej akordzie drzewno-kadzidlanym. Sam w sobie pachnie właśnie jak coś takiego z akcentem ziół i kurzu z trocin.
Opinia końcowa o perfumach Tom Ford Cherry Smoke
W kategorii perfum wiśniowych to na pewno ciekawa propozycja, choć całościowo jednak nie jest aż tak dobra jak Lost Cherry. Mam na myśli to, że wszystko w tych perfumach jest dobre lub bardzo dobre, lecz nie jest genialne. A Lost Cherry swoim złożeniem wprawiało jednak w zachwyt niesamowity.