Po kilku latach przerwy francuska marka Pont des Arts wraca z trzema nowymi zapachami. Najbliższe trzy wpisy będą zatem autoreklamą, ponieważ każda z kompozycji warta jest oddzielnej recenzji
Na pierwszy ogień pójdzie najbardziej męska z nich – On Board. To zapach stworzony przez Vincenta Granjona, tego od On s’etait dit. Jest to o tyle ważne, że obie pozycje należą do zapachów czystych, niezmiernie eleganckich, garniturowych wręcz. I o ile On’s etait dit porusza się w obszarze „uniseks” z przechyłem w męską stronę, to On Board jest w praktyce zapachem męskim w całości.
Rozpoczyna się fenomenalnie dopracowanym akordem przyprawowym. W spisie nut widzimy miętę, jałowiec i kardamon. Natomiast jest to tak przedstawione, że żaden za składników nie wybija się na solowy występ, żaden nie nabiera słodyczy znanej z typowych męskich premier. Całość jest bardzo, ale to bardzo „pod krawatem”. Czuć na pewno wrażenie chłodu i takiego wyciągniętego z lodówki garnituru. Od samego startu to kompozycja dość lekka, ale o niebywałym stopniu elegancji.
Pont des Arts On Board nie jest podzielony na trzy części. Po świeżym początku przychodzi akord drzewno-garniturowy. Nadużywam określenia „garnitur”, ale chodzi o to, że w kompozycji nie poczujemy tonów deskowych, ani żywicznych. To jest drewno chłodne, trochę w klimacie marki DSquared, trochę w stylu Francisa Kurkdjiana. Na pewno jest to interpretacja lekka, świetlista, ale przy tym zdecydowana i męska w 100%. Takiego wydźwięku nadaje z pewnością fiołek – jego naturalny absolut z liści (nie kwiatów) to woń drzewno-zielona.
Natomiast wykończenie tego akordu ma coś mineralnego, jakby wzmocnione ISO E Super znane z Bois Imperial lub Terre d’Hermes. W tym otoczeniu tony drewniane i przyprawy trzymają się do samego końca i finiszują w stylu z serca kompozycji. Nie poczujemy tu taniości czy kurzu. Zresztą Vincent Granjon za cel postawił sobie stworzenie kompozycji świeżej, ale o ponadprzeciętnej trwałości i naturalności.
Opinia końcowa o perfumach Pont des Arts On Board
To nie są typowe, niszowe perfumy (w sensie offowe). To klasyka męskiej elegancji w chłodnym, formalnym wydaniu.