Stali czytelnicy bloga wiedzą, że marka Byredo nie należy do najbardziej cenionych przeze mnie
Wynika to z tego, że ich kompozycje po prostu bazują na sztucznych i tanich molekułach, a znacznie mniej jest w nich naturalnych ingrediencji. Oczywiście, są wyjątki (jak De Los Santos), ale raczej nieliczne. Byredo Rouge Chaotique się do nich nie zalicza. To potwornie ulepny, zasłodzony miks owoców i oudu z dominującą rolą śliwki. I gdyby Tom Ford Plum Japonais uznać za finezję i piękno w interpretacji tego tematu, tak Rouge Chaotique byłoby klocem lub jego podróbką.
Zapach jest linearny i pachnie pulpą. Jedynym elementem, który jest na początku a znika później, są nuty kwaśnej, owocowo-cytrynowej gumy do żucia. Później na scenę wychodzi sztuczna śliwka o potężnej mocy, której towarzyszą molekuły oudowe z papirusem (plus, że ten papirus jest jedyną naturalnie brzmiącą nutą w tych perfumach) i akordem paczulowo-ambrowo-drzewnym. Całość rozgrywa się w oparach słodzików.
Nie wiem, jaki perfumiarz robił tę kompozycję, ale coś mi podpowiada, że Jerome Epinette, bo ta zakurzono-zasłodzona kanwa jest bardzo w jego stylu.
Opinia końcowa o perfumach Byredo Rouge Chaotique
Głośne, klocowe perfumy, które jednak zadowolą osoby, dla których trwałość i moc są najważniejszymi cechami zapachów. Stąd wnioskuję, że będzie to wielki bestseller tej marki, tak jak Dark Purple jest hitem Montale.