A tu coś dla fanów potężnych słodkości na drzewnym oudzie w stylu Byredo Rouge Chaotique
Akurat ta premiera Maison Crivelli nie skradła mojego nosa, ponieważ nieco brakuje jej finezji. Jordi Fernandez zaprezentował bowiem zapach głośny, mocny, który został zdominowany przez słoniową słodycz i syntetyki oudu. I owszem, Maison Crivelli Oud Maracuja jest w stanie podbić nosy, ponieważ akord marakui pachnie w nich naturalnie jak dojrzały, skoncentrowany i nasycony fruktozą owoc. Oprócz niego (i wywodzących się zeń egzotycznych owoców) trudno jednak znaleźć wyraźnie mocne punkty.
Kiedy marakuja nieco odpuści, oczom ukazuje się paczulowo-różana konfitura z dużą ilością sztucznego oudu. Plusem tego rozwiązania jest olbrzymia moc kompozycji przy jednoczesnym braku wątków brudnych, zwierzęcych, które charakteryzują naturalny agar. Jest za to woń słodzonych napojów owocowych i w zasadzie sztuką jest przeniesienie akordu tropikalnych owoców z takich produktów do perfum. Tutaj przyznałbym plus, bo to wątek realistyczny – chyba nawet wcześniej takiego nie udało mi się poznać. Z czasem co prawda traci moc, ale cały czas tropiki są wyraźne.
Obstawiałbym też jakiś akord pralinkowy w bazie, który powstał na kanwie wanilii. Nie pachnie źle. Przypomina nieco wycofane Profumo Rosa. I choć wszystko wydaje się ulepem, to Oud Maracuja zachowuje pewną mobilność. Spod tych zwałów cukru próbują przedrzeć się drzazgi i pewne ostrości. To też sprawia, że same molekuły oudu – choć niezbyt szlachetne – nie pachną jak w „nibyoudach” za 100 złotych. Co więcej, akord owocowy trzyma gardę po samą bazę, choć nie zmienia się w jakiś spektakularny sposób.
Opinia końcowa o perfumach Maison Crivelli Oud Maracuja
Na pewno nie jest to apoteoza perfumeryjnej finezji, ale zapach pozostaje przyjemny i jednak finalnie prezentuje się lepiej od konkurencji Byredo.